środa, 29 maja 2019

1. Islandia 6-17.08.2018 Kerið, Geysir, Gulfoss.

Długo się jakoś zbierałam do relacji z Islandii, ale mam nadzieję, że jak już zacznę to dalej pójdzie piorunem. A jest o czym pisać i - przede wszystkim - co pokazywać! Bo to kraj widoków niezwykłych, barwnych, zaczarowanych...





Islandię jako cel podróży dodałam do swojej listy planów podróżniczych, gdy tylko pojawiły się tanie loty na nią. Sąsiadowała z wieloma innymi marzeniami czekając na swoją kolej, nie wybijając się zbyt śpiesznie na prowadzenie.
Gdy grubo ponad pół roku przed wakacjami 2018 Hania, towarzyszka moich górskich wędrówek, zapytała jakie mam plany podróżnicze na ten rok odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że żadnych jeszcze nie mam, że mogą to być wielokrotnie już odkładane okolice Melnika w  Bułgarii, może włóczęga po Portugalii, może Islandia, a może Bornholm rowerowo lub Białoruś?...
Z tej mojej listy potencjalnych celów Hani uwagę przykuła najbardziej ta Islandia i o nią pytała najwięcej, głównie w kontekście rozwiązań organizacyjnych.
Wiadomo, że Islandia to kraj niezwykle drogi i trzeba "szukać sposobu", żeby można było odwiedzić te miejsca, na których nam najbardziej zależy. I tak sobie rozmawiałyśmy raz, drugi i kolejny, jak  to można  byłoby najkorzystniej zrobić aż nie wiadomo kiedy z luźnych rozmów wynurzyły nam się konkretne rozwiązania, które postanowiłyśmy wcielić w życie bez zwłoki.
Do naszej drużyny dołączyły 2 osoby - Mirek, mąż Hani i Daniela - moja wielokrotna współpodróżniczka. 

Oczywiście podstawa to znalezienie taniego lotu. W możliwym dla nas terminie nie były to wyjątkowe okazje cenowe, ale zdecydowaliśmy się na zakup po ok. 470 zł w obie strony. Do tego trzeba było dokupić bagaż rejestrowany (wspólny dla mnie i Dani), żeby wziąć trochę zapasów jedzenia z Polski i ekwipunek do spania pod namiotem, co dawało dodatkowe 285 zł na osobę.

Na miejscu mieliśmy zamiar poruszać się samochodem 4x4, bo tylko taki daje na Islandii możliwość dotarcia w najciekawsze - z naszego punktu widzenia - rejony interioru. Wyszukanie i wypożyczenie auta wzięli na siebie Mirek i Hania.

Oto, czym zwiedzaliśmy  wyspę:




Na prawie pół roku przed wyjazdem mieliśmy już bilety lotnicze, samochód został wypożyczony, były namioty i ekwipunek do niego, opracowaliśmy plan  menu w postaci tzw. paszy (rodzaj musli własnej produkcji) na śniadanie, liofilizaty na obiad i jakieś kabanosy, serki na kolację. Pozostało zająć się planowaniem marszruty.
I tu niezawodna okazała się Hania! Zanim ktokolwiek inny znalazł czas i zapał do poszukiwania atrakcji wyspy, Hania miała już propozycje na każdy dzień. Przedstawiła nam je do konsultacji i  poprawek, ale w tym nie było nic do zmiany! Plan był doskonały i zyskał powszechny aplauz.

Moje marzenia związane z Islandią, takie najważniejsze,  były tylko dwa - pójść na trekking w Górach Tęczowych i zobaczyć maskonury. Wtedy uznam już wyjazd za udany. Oba udało się spełnić. Było też kilka pomniejszych i też się spełniły. Ale o wielu miejscach nie miałam pojęcia i prawdopodobnie nigdy bym w nie nie trafiła, gdyby nie Hani perfekcyjny plan. Dziękuję Ci za to serdecznie, Haniu! Dzięki Tobie dostałam więcej niż oczekiwałam.

A teraz po kolei - co widzieliśmy?.. gdzie byliśmy?.. jak nam tam było?...

Dolecieliśmy do Keflaviku wieczorem 6 sierpnia.






Po lotniskowych formalnościach pojechaliśmy z pracownikiem wypożyczalni do siedziby firmy. Prowadzą ją Polacy więc rozmawiamy swobodnie.
Po odebraniu samochodu ruszyliśmy na darmowy kemping, który znajduje się niedaleko (~60 km), po drodze łapiąc w obiektyw pierwsze widoki w świetle niskich promieni słońca.










Szybko rozbiliśmy namioty, zjedliśmy kolację, a wiatr chciał nam głowy pourywać! Wiało potężnie całą noc, budząc nasze obawy o namioty, które na szczęście okazały się bardzo wytrzymałe.








Kemping zdecydowanie polecamy, są toalety, jest pomieszczenie kuchenne z kuchnią na gaz i ciepłą wodą, jest nawet trochę garnków, jest także prysznic, jednak był zamknięty i nie dociekaliśmy, do kogo i gdzie się trzeba udać, ewentualnie ile zapłacić, żeby można było z niego skorzystać.
Trasa, którą pokonaliśmy tego dnia jest zaznaczona na mapce z poniższego linku.
Wszystkie mapki, które będę tu umieszczać są autorstwa nieocenionej Hani.

Mapka - dzień przylotu


Rano zbieramy się bez pośpiechu, ale sprawnie, jemy śniadanie, potem herbatka, kawa i w końcu wyruszamy ciekawi tutejszych krajobrazów.
Na pierwszy ogień idzie Kerið – jezioro wulkaniczne wewnątrz krateru wulkanu Grímsnes.
Po drodze zatrzymujemy się tylko koło kościółka niedaleko kempingu, w którym trafiam akurat na końcówkę koncertu gitarowego.








Krater wulkanu wygląda "wzorcowo" z okrągłą głęboką dziurą wypełnioną wodą i kolorowymi, żużlowymi ścianami. Obchodzimy go dookoła, schodzimy nad wodę i fotografujemy z zapałem.
Za wstęp trzeba tu zapłacić 400 ISK, czyli ok. 12 zł.











W pobliżu jest kolejny krater, jeszcze ciekawiej wybarwiony, ale nie można podejść w pobliże więc tylko focimy z daleka. Ale prawdziwie barwne cudo to nieodległa kopalnia!









Następnym punktem naszego programu był islandzki klasyk, czyli Geysir i jego "rodzeństwo".
Geysir to nieaktywny już gejzer, od którego wywodzi się ta nazwa. On sam już przestał strzelać wodą, ale "wziął to na siebie" Strokkur znajdujący się po sąsiedzku. A w okolicy jest bardzo wiele różnych ciekawych "dziur" - niektóre z gorącą, parującą wodą, niektóre o cudnym błękicie wody, czasem jakieś takie mleczne...

Geysir



Inne:










Największą atrakcją jest oczywiście Strokkur tryskający wodą dość regularnie co ok. 10 minut. Dookoła gromadzi wianuszek gapiów oczekujących cierpliwie na kolejny spektakl.
My wdrapaliśmy się nawet na pobliskie wzgórze, żeby obejrzeć dokładnie całą okolicę.













Po zejściu na dół udało mi się nawet nieźle nagrać ten "wybuch" i następujące po nim podciśnienie w "kraterze"







W końcu czas było ruszyć dalej. A następny cel to znów nie lada atrakcja!

Wodospad Gulfoss zachwycił mnie swoją potęgą!!! Nie jestem jakąś wielką fanką wodospadów, ale tak potężna masa wody spadająca z kilku kaskad, tworząca mgłę rozbryzgów na całą okolicę zrobiła na mnie ogromne wrażenie!
















Po tym dniu pełnym wrażeń zaczęliśmy przemieszczać się w stronę miejsca, które Hania przewidziała na nocleg, czyli kemping Hveravellir. Tam jednak, w głębi interioru, był jakiś inny świat! Temperatura kilku stopni w połączeniu z silnym wiatrem i mżawką to po prostu  szaruga jesienna w środku wakacji!

A przecież tu są gorące źródła do kąpieli! Jak się rozebrać na tym wietrze? Jak wyjść z wody potem?
Póki co rozbiliśmy namioty, zjedliśmy porządny posiłek i kobitki stwierdziły - nie, no... nie możemy odpuścić takiej atrakcji! Zaciskamy zęby i idziemy!
Całe szczęście, że to zrobiłyśmy, bo kąpiel okazała się wspaniałą przygodą nie tylko ze względu na cudownie ciepłą wodę, ale i na świetne towarzystwo, na które tam trafiłyśmy!
Otóż była to grupka miłych Niemców, wśród których szczególnie wyróżniał się jeden człowiek - jak się okazało Kazach od lat mieszkający w Niemczech. Przygotował on nie lada gratkę dla wszystkich, na którą i my się załapałyśmy - w wielkim termosie miał gorący  mleczno-alkoholowy napój  rozgrzewający. Był pyszny!!! Poza tym Niemcy mieli ciasto pływające  od jednej osoby do drugiej... w miednicy! Prawdziwa uczta z atrakcjami!
Tak doskonale rozgrzane z zewnątrz i od wewnątrz znacznie łatwiej opuściłyśmy w końcu basen, a potem zapadłyśmy w błogi sen...



















Ostatnie zdjęcia, te z naszej kąpieli są autorstwa Mirka.

Reszta zdjęć z opisanego okresu jest tu: zdjęcia

A tu mapka Hani z trasą całego dnia.



Zapraszam  na ciąg dalszy :)
Miło byłoby mi, gdybyście zechcieli zostawić komentarz po lekturze, bo odkąd google usunęło usługę "google+" straciłam wszystkie komentarze i blog wygląda tak jakoś martwo... :(

















14 komentarzy:

  1. Och, Jolu, masz takie lekkie pióro, super się czyta i ogląda, do tego gotowy plan wyprawy i kosztorys, tylko korzystać z takiego gotowca:-) podróżowałyście mitsubishi, mam do tego auta wielką słabość, bo jeździliśmy podobnym, tylko krótszym; synowie mówili, że wyglądam jak leśniczyna, bo super mi było za kierownicą, wysoko, wszystko widziałam:-) wiele przeżył z nami, dostarczył też stresów, a nazywaliśmy go "czołg"; Islandia jest fascynująca, patrząc na zdjęcia, uwielbiam wodospady, a kiedy podróżujemy po Rumunii, to nie omijamy żadnego, bo Rumunia jest nasza ukochana; były wulkany, gorące źródła, gejzery, góry i morze, podobałoby mi się tam, bo przedkładam naturę nad cywilizacyjne zdobycze:-) pisz, pokazuj zdjęcia, to nieznane mi tereny, jakże piękne i surowe; pozdrawiam Cię serdecznie.
    P.s. Grażyna z "I tu i tam" pojechała do Rumunii, będzie w Sapancie na Wesołym Cmentarzu, gdzie dalej, to nie wiem, ale, być może, zachęciłam ją swoimi opisami; Twoje posty podróżnicze również będą natchnieniem dla wielu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Mario za miłe słowa o moich tekstach. To cieszy!
      Ja także zdecydowanie przedkładam - jak mówię - cuda natury nad cuda architektury!
      Są co prawda różne piękne miasta z duszą i doceniam ich urodę i czar, ale gdybym musiała wybrać cel - miasto czy ciekawostka przyrodnicza, zawsze wybiorę naturę :)
      Zainspirowanie kogoś kierunkiem lub stylem podróży, a przede wszystkim odwagą w realizacji marzeń to nadanie największego sensu mojemu pisaniu... :)
      Serdeczne pozdrowienia, Mario :)

      Usuń
  2. Cudowna( jak zwykle :-) ) relacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolu super relacja. Ostatnio widzę Islandia jest częstym celem podróży. Zainspirowałaś mnie. I nie tylko Islandią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruch turystyczny wzrasta na Islandii niemal w postępie geometrycznym odkąd latają tam tanie linie lotnicze.
      Polecam się z tą inspiracją :)
      Pozdrawiam, Paweł :)

      Usuń
  4. Ale cudnie , tak właśnie wyobrażałam sobie Islandię....Takie podóże to piekna sprawa..Powędrowaąłm z Tobą..Ach taka kąpiel i to w takim doborowym towarzystwie:):)Super!!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najładniejsze miejsca Islandii jeszcze przed nami (przynajmniej wg mojego gustu ;) ). A i kąpiele jeszcze będą.
      Zapraszam zatem :)

      Usuń
  5. Pięknie tam, ale... strasznie tłoczno :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem tłoczno, czasem mniej.
      Taka sława jak Geysir przyciąga tłumy, wiadomo. Ale wędrowaliśmy też znacznie bardziej kameralnymi (a przy tym pięknymi) ścieżkami. Wkrótce się pojawią :)

      Usuń
  6. Cudne widoki! Filmik świetny, fajnie, ze udało Ci się nagrać :) Niesamowita eneria drzemie w Ziemii :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie powspominać sobie przy okazji nasz wyjazd z 2017 roku na Islandię. Będziemy chcieli tam jeszcze kiedyś wrócić. Szczególnie w te bardziej odludne miejsca. Islandia zachwyca kolorami. Pozdrawiam Mike

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliście dla nas inspiracją! Dziękuję i pozdrawiam też :)

      Usuń