piątek, 20 marca 2020

1. Jordania 11-18.02.2019


Jak co roku podczas ferii zimowych w poszukiwaniu słońca i ciepła wyruszamy w świat. Choć z tym ciepłem już drugi rok coś nam średnio wychodzi. Wybieramy bowiem pustynne kraje, w których dni są rzeczywiście ciepłe i cudownie ogrzewają polskich zmarzluchów, ale wieczory i noce są... brrrrr... gorsze niż u nas! Bo choć temperatury były dodatnie na poziomie 3-6 stopni to przy braku ogrzewania oznacza ziąb!
Po zachwycie nad urodą pustyni Negew w Izraelu  (zapraszam tu)  tym razem wybraliśmy się na drugą stronę Morza Martwego - na pustynię Wadi Rum w Jordanii. Ale oczywiście chcieliśmy zobaczyć i inne atrakcje tego kraju!
Ekipa tego roku była bardzo mocna - 9 osób! To już prawie grupa na koloniach. ;)

Opuściliśmy zapłakaną deszczem Polskę w Modlinie. Podczas lotu widziałam niezwykły zachód słońca - ukrywało się ono pod cienką warstwą chmur i podświetlało je od dołu. Wyglądało to nadzwyczaj efektownie!


Przylecieliśmy do Ammanu już po zmroku, wypożyczyliśmy 2 zarezerwowane wcześniej auta i ruszyliśmy  do Madaby, gdzie zabukowaliśmy nocleg w hotelu Rumman.
Jednak droga tak prosto i bezproblemowo wyglądająca na nawigacji wciąż nam stwarzała problemy. GPS to kazał nam jechać prosto, to zawracać, to wjechać w jakieś dojazdowe drogi ... Po kolejnej nawrotce stanęliśmy wszyscy na poboczu i debatowaliśmy próbując zdiagnozować problem (jak się później okazało nie zauważyliśmy, że mamy nastawioną drogę pieszą). Błyskawicznie obok nas zatrzymał się samochód, a jego kierowca zapytał, czy mamy jakiś kłopot i czy może nam pomóc.
Wyjaśniliśmy, że nic się nie stało, że tylko drogi znaleźć nie możemy i będziemy wdzięczni, jeśli podpowie nam, gdzie powinniśmy skręcić z głównej drogi. Zaczął tłumaczyć, ale po chwili stwierdził, że nas tam pokieruje osobiście, wsiadł w swoje auto, zawrócił i pojechał przed nami. Za skrzyżowaniem, na którym skręciliśmy w lewo zatrzymał się i znów zaczął tłumaczyć dalszą, już bardzo prostą, jak mówił,  drogę do ronda będącego na przedmieściach Madaby. Pożegnał się, życzył nam miłego pobytu po czym wsiadł do auta i krzyknął... jedźcie za mną! Powtórzył ten motyw jeszcze raz przy rondzie i... ostatecznie dowiózł nas pod drzwi hotelu!
Cóż za miły człowiek! Pomocny, uśmiechnięty, ciągle pytał, czy może coś jeszcze dla nas zrobić?
Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę i - namierzywszy się na różnych komunikatorach - pożegnaliśmy Haythama, naszego uprzejmego pilota,  dziękując serdecznie.

I tak to, w pierwszych chwilach pobytu w Jordanii ,wydarzyły się rzeczy mające baaardzo zaskakujące i emocjonujące skutki. Zachęcam do sprawdzenia jakich przeżyć dostarczył nam  Haytham pod koniec naszej podróży.

Tymczasem weszliśmy do hotelu, gdzie pomimo późnej pory zrobiliśmy sobie jeszcze inauguracyjną imprezkę. A hotel okazał się bardzo porządny, mieliśmy pokoje z łazienkami i z ogrzewaniem! Rano naprawdę fajne śniadanie - hummus, falafele, chałwa, kawa. A do tego blisko centrum. To wszystko za 10 JOD (1 Jod=5,30zł) za ten standard i to śniadanie to naprawdę dobra cena. Zdecydowanie polecam!
Warto przy okazji wspomnieć, że obok (nie po przekątnej) hotelu Rumman jest fajne miejsce z tanią i dobrą kawą  (0,4 JOD~2zł) i i pysznymi kanapkami (0,35 JOD). Też polecam to miejsce.




Rano spacerkiem ruszyliśmy zwiedzać Madabę. Madaba słynie pięknymi, starymi mozaikami.
Odwiedziliśmy Kościół Św. Jerzego, Kościół Męczenników, park archeologiczny, przeszliśmy się kilkusetletnią Drogą Rzymską.
Niewiele na temat tych zabytków i atrakcji napiszę, bo bardzo słaba w tym jestem.
Są znacznie lepsze źródła wiedzy w internecie i w przewodnikach. U mnie co najwyżej można się zainspirować i chcieć to samemu zobaczyć.




Tubylcy chętnie się z nami fotografowali :)






Ale mina! 




Wydłubane postaci żywych stworzeń - ludzi i zwierząt.









Droga rzymska



Z Madaby pojechaliśmy na górę Nebo. Tam znów mozaiki, a także piękne widoki na okolicę. Z góry Nebo można zobaczyć Morze Martwe, nie jest to jednak pewne, pomimo niedużej odległości, ponieważ  powietrze jest zazwyczaj tak mało przejrzyste, że trudno morze dostrzec gołym okiem. Ale na moim zdjęciu można wypatrzeć linię brzegową.





Na szczycie Nebo znajduje się Bizantyjskie sanktuarium Mojżesza powstałe w IV wieku (wstęp 2 JD, Jordan Pass nie obejmuje). Stara świątynia została obudowana nowszymi murami.









Tego dnia pojechaliśmy jeszcze na wzgórze Mukawir z ruinami pałacu Heroda (wstęp również 2JD).
Stąd Morze Martwe było już lepiej widoczne.






Po tej atrakcji pojechaliśmy nad brzeg Morza Martwego i podziwiając piękną linię brzegową i jadąc wzdłuż niej wypatrywaliśmy dogodnej miejscówki na nocleg. Znaleźliśmy ją w skręcając w boczną drogę, w pobliżu szałasów pasterzy owiec. W odróżnieniu od wszystkich innych nocy, tej wcześniejszej i wszystkich późniejszych - tutaj, w pobliżu wody, na niewielkiej wysokości było naprawdę ciepło. To jedyna noc, kiedy można było zdjęć puchówkę i nie zmarznąć!
Wykorzystaliśmy to z radością i posiedzieliśmy przy ognisku długo w noc.
Podziwialiśmy piękne, rozgwieżdżone niebo i migocące w oddali światła izraelskich domów na drugim brzegu Morza Martwego.


 

Poranek wstał cudny, zebraliśmy się niespiesznie i wyruszyliśmy w drogę. Tego dnia nie mieliśmy wielkich planów, chcieliśmy dojechać wieczorem do pustyni Wadi Rum, wykąpać się w Morzu Martwym i spontanicznie reagować na ewentualne atrakcje pojawiające się po drodze. Mieliśmy też nadzieję na chociaż krótki spacer Wąwozem Mudżib, który o tej porze roku jest zamknięty ze względu na niebezpieczeństwo dla turystów - gwałtowne powodzie po krótkich, ulewnych deszczach zdarzających się zimą, ale okazało się to całkowicie niemożliwe. Wejść do wąwozu można tylko metalowym korytarzem, który był zamknięty na cztery spusty.
Po przeciwnej stronie drogi widać było wygodne dojście do morza więc postanowiliśmy tutaj zrealizować nasze kąpielowe plany, tym bardziej, że obok płynie rzeczka, w której można na koniec zmyć nadmiar soli.













Zabawy i wygłupy w wodzie trwały do syta, ale w końcu trzeba było wracać do aut, susząc po drodze stroje i ręczniki... no i ruszać dalej.
Brzeg morza oferował naprawdę piękne widoki więc postoje musiały być częste!



W końcu, zgłodniali, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś fajnym miejscem na posiłek i trafiliśmy na takie!
Niewielki barek z bardzo miłymi panami z obsługi, jedzenie pyszne i tanie.
Duża pita z falafelami+warzywa za jedyne 0,5 JD (mniej niż 3 zł), kawa z przyprawami, po jordańsku, też po 0,5 JD. Niestety, nie jestem w stanie zlokalizować tego miejsca, szumnie nazwanego restauracją, na mapie. Mogę tylko napisać, że znajduje się blisko drogi nr 65 biegnącej wzdłuż Morza Martwego, dobrze z niej widoczna. Zamieszczam też szyld, może po nim je poznacie.





Po oddaleniu się od morza i przejechaniu rozległymi, bujnie zielonymi połaciami pól uprawnych zaczęliśmy wspinać się w górę. Teren zrobił się urozmaicony, bliski naszym górolubnym duszom.
Nie odmówiliśmy sobie krótkiego spacerku i sesji zdjęciowej w tych okolicznościach!





A jak zobaczyliśmy tę uroczą kawiarenkę na przełęczy wiedzieliśmy wszyscy, że kawę tutaj wypić musimy!!! (1 JD)
Al Borj rest  30°51'48.6"N 35°31'17.9"E




Czas płynął tak leniwie... cudownie... ale przecież mamy dziś dojechać na nocleg na środek pustyni Wadi Rum. To nocleg z couchsurfingu, za darmo! Nie ma przeproś! Trzeba nam w drogę ruszać!
Drobne zakupy po drodze, co by z głodu nie umrzeć i jedziemy... jedziemy... aż w rejon rezerwatu Dana. Akurat zachodziło słońce, gdy zatrzymaliśmy się, żeby Kuba mógł zawiadomić naszego gospodarza  z couchsurfingu, że będziemy późno, bo przed nami wciąż droga daleka.
Jako, że nie mieliśmy karty jordańskiej Kuba podszedł do pary tubylców podziwiających zachód słońca i zapytał, czy nie zgodziliby się, aby wykonał krótką rozmowę z ich telefonu. Oni nie tylko godzą się z wielką ochotą, ale nie chcą słyszeć, że nie skorzystamy z ich zaproszenia na herbatę! Koniecznie chcą nas ugościć w swoim domu!
No, ale my nie możemy... my już spóźnieni jesteśmy... no, ale jak tak nie docenić serdeczności..., jak nie skorzystać z takiej okazji, żeby odwiedzić dom tubylca... no, przecież i tak jesteśmy spóźnieni... uprzedziliśmy, że tak będzie... tylko na minutkę... nooo.... jedziemy!









Do wioski Wadi Rum docieramy ok 21.30. Zawiadamiamy Salema, że już jesteśmy. Czekamy trochę na jego przyjazd, po czym podjeżdżamy z Salemem na "miejsce przeładunku" czyli parking, na którym zostają nasze samochody, bierzemy niezbędny ekwipunek i dużym samochodem terenowym jedziemy na pustynię. Jest późno, zimno i wieje mroźny wiatr. W niektórych z nas rodzi się myśl, że może jesteśmy porwani w tej ciemności??! ;) 
Pomimo bardzo późnej pory (po 23.00) dostajemy ciepły posiłek w nagrzanej ogniskiem jadalni, chwilę rozmawiamy z gospodarzem i idziemy spać do naszego namiotu.






Tak upłynęły pierwsze dwa dni naszej jordańskiej przygody.

Dodam jeszcze tylko, że każdego dnia odzywał się do nas Haytham poznany pierwszego wieczoru pytając, czy wszystko w porządku i czy nie potrzebujemy czegoś, co mógłby dla nas zrobić.
Poza pytaniem o ceny podstawowych produktów (woda, falafele, pity), żeby je znać i nie przepłacać, gdyby sprzedawcy chcieli naciągnąć turystów niczego nam nie było potrzeba, dziękowaliśmy uprzejmie i byliśmy w kontakcie.

Zdjęcia z pierwszego dnia
Zdjęcia z drugiego dnia

Zapraszam do komentowania i do kliknięcia "Obserwuj" (prawa kolumna). Facebook teraz bardzo ogranicza wyświetlanie postów z linkami, zasięgi są bardzo słabe więc pewniejszą opcją jest obserwowanie samego bloga, a nie fanpege'a na Facebooku. Wtedy powiadomienie o nowym poście przyjdzie ma maila.

C.d.n.



10 komentarzy:

  1. Ech, jak miło sobie przypomnieć ten fantastyczny wyjazd, szczególnie gdy człowiek teraz uziemiony i ruszyć się za bardzo nie może. Już pojechałabym na kolejną włóczęgę z naszą ekipą!
    I aż mi się zachciało tych pyszności bliskowschodnich znów spróbować!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj chciałoby się chciało, jak nie wiem co! Dzięki Bogu mamy te piękne wspomnienia :)

      Usuń
  2. to prawda, ta ksiega wspomnień naszych wyjazdów,,,najwspanialej się czyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto Ty jesteś, "annołnie" ;) :)
      To Ty, Dani? :) Tak sądzę po tym wielokropku, choć te przecinki mnie tam mylą :D :)

      Usuń
  3. Widoki bardzo ładne, ale w sumie można się było tego spodziewać :) Jakie koszty wynajęcia auta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że widoki to dopiero się zaczną ;) Pustynia Wadi Rum... Petra...
      Za 1 auto na tydzień zapłaciliśmy 663 zł.

      Usuń
  4. W moim gusciue podroz, lubie takie przygody i wedrowki, takie gdzie mozna mieszac sie z ludzmi, kultura, wchodzic do domow tubylcow...Piekna podroz...ciekawa jestm ile kazdego z Was kosztowala. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jedyny styl podróży, który uprawiamy :)
      Uwielbiam go. Nie wiedzę się na wycieczce z biura podróży...
      W tej chwili nie pamiętam dokładnych kosztów, ale na pewno były w zakresie 1200-1500 zł (z lotem)
      Zachęcam do obserwowania bloga
      Pozdrawiam
      Jola

      Usuń