czwartek, 26 marca 2020

2. Jordania 11-18.02.2019



Cały ten dzień poświęciliśmy pięknej pustyni Wadi Rum.
Ale po kolei...


Noc spędziliśmy w wieloosobowych beduińskich namiotach, których w obozie Salema było kilkanaście.
Tak wyglądały na zewnątrz i wewnątrz.



Sanitariaty





Skąd się wzięliśmy u Salema?
Otóż organizując każdą podróż jako pierwszą opcję noclegową wybieramy zazwyczaj couchsurfing. Idea tej społeczności jest nam bardzo bliska, a prawdziwy, domowy kontakt z tubylcami rodzi cudowne przygody, emocje, więzi!
Tak też było i tym razem. Zajął się tym głównie Kuba, bo znając biegle kilka języków obcych radzi sobie z tym doskonale.

Jednak jadąc tym razem w grupie 9-osobowej nie bardzo wierzyliśmy, że znalezienie noclegu na couchsurfingu się uda. Rzadko kto ma możliwość udostępnienia podróżnym  tyle miejsca. I nawet wtedy, gdy Salem, jako jedyny odpowiedział pozytywnie na nasze zapytanie i zgodził się nas przyjąć w swoim obozie na pustyni zapewniając, że to w ramach couchsurfingu byliśmy jako ten niewierny Tomasz i zastanawialiśmy się w czym tkwi haczyk i co nas tak naprawdę spotka na miejscu. Bo słyszeliśmy bardzo wiele o tym, że w Jordanii (tak jak to w  krajach arabskich bywa) wszyscy będą próbować  z nas zdzierać i trzeba się ostro targować, co wręcz jest elementem ich kultury.

Okazało się jednak, że nic z tego nie miało miejsca! Salem przyjął nas bardzo serdecznie, przywiózł do obozu, karmił i spędzał z nami wieczory.



Po pierwszej nocy, bardzo rześkiej, wstaliśmy rano i przy śniadaniu zapytaliśmy Salema, jaką trasę poleciłby nam w pobliżu, bo chcielibyśmy powędrować trochę po pustyni. Zaproponował, żebyśmy poszli z jego wujkiem, który bardzo lubi takie włóczęgi i chętnie będzie naszym przewodnikiem!
No cudnie!!!
Na popołudnie natomiast mieliśmy w planie najpopularniejszą tutaj formę zwiedzania pustyni Wadi Rum, czyli wykupienie wycieczki samochodowej - było oczywiste, że u Salema. 
 
Jeszcze tylko wspomnę dokładniej o jedzeniu.
Wszystkie posiłki były w specjalnym namiocie z paleniskiem pośrodku, które spełniało wiele funkcji - dawało ciepło, tworzyło klimat i było częściowo wykorzystywane jako kuchnia - do grzania wody, pieczenia pity. Właściwe posiłki przygotowywano gdzieś w kuchni, do której turyści nie mieli wstępu.
Na kolację w formie stołu szwedzkiego wystawiano: pity (rodzaj ichniego chleba), ryż, kilka rodzajów sałatek warzywnych, ziemniaki z sosem, dania z fasoli, chałwę.
Na śniadania natomiast były pity, twarożek, dwa rodzaje hummusu, jajka, dania z fasoli, dżem, kawa (rozpuszczalna), herbata, ciasteczka.
Jednym słowem - na bogato! I naprawdę baaardzo smacznie!





Po śniadaniu i kawie ruszyliśmy piechotą na treking w towarzystwie nie tylko wujka Salema, ale i jego wielbłąda. Prawdziwa karawana! ;)
W trakcie wycieczki, w osłoniętym skałami miejscu, wujek Salema niespodziewanie dla nas (nie rozmawialiśmy w żadnym wspólnym języku) wyjął sprzęt i zaczął przygotowywać na ognisku beduińską herbatę, którą nas poczęstował. Ta typowa dla beduinów herbata to tak naprawdę szałwia, często wzbogacona o różne przyprawy.  Koniecznie mocno słodka - pyszna! Nazywają ją maramija.




















Ta roślina powyżej pięknie pachniała.
Po tym postoju ruszyliśmy dalej, do popularnej formacji skalnej - wypisz, wymaluj - kura, która zniosła jajko!
Stąd rozpoczęliśmy drogę powrotną.














W drodze powrotnej odkryliśmy smutną rzeczywistość...
Wcześniej byliśmy pod wrażeniem zastosowania paneli, dbałości o czystość, zastosowania naturalnych materiałów, bardzo dyskretnego usytuowania licznych obozów beduińskich dla turystów. Jednak nie wszystko tak dobrze działa tam, jak się z początku wydawało...




Po powrocie z tej penetracji pustyni z użyciem własnych nóg  wsiedliśmy do podstawionych samochodów i ruszyliśmy w bardziej odległe zakątki pustyni Wadi Rum. Wykupiliśmy opcję 4-godzinną i w tym czasie udało nam się zobaczyć takie atrakcje: Łuk Triumfalny mały i duży, kanion Abu Khashaba, dom Lawrensa z Arabii, Czerwoną Wydmę, kanion Khazali, źródła Lawrensa. 





Duży Łuk







Kanion Abu Khashaba, do którego zostaliśmy podwiezieni z jednej strony, a po jego przejściu wsiedliśmy do  podstawionych po drugiej stronie samochodów.






Ruiny domu Lawrensa, w pobliżu którego zostaliśmy poczęstowani maramiją.






Mały Łuk Triumfalny






Czerwona Wydma





Kanion Khazali z rytami naskalnymi na jego ścianach.





Słońce już się mocno chyliło ku zachodowi, gdy dojechaliśmy do źródła Lawrensa, do którego trzeba się było trochę wspiąć na skały i znajdującego się w pobliżu cmentarzyska.













Wracaliśmy z wycieczki bardzo szybko mając nadzieję, że zdążymy uchwycić zachód słońca z pobliskiej skały, ale spóźniliśmy się minimalnie na ładny kadr.


Na kolację oprócz tego, co napisałam wyżej zaserwowano turystom kurczaka w ziemniakach przyrządzonego w sposób przypominający nasz kociołek, czy jak mówią gdzie indziej - pieczonki - pyszności!!!
Wieczór upłynął nam na wspólnych międzynarodowych rozmowach, śpiewach i biesiadowaniu. 
Mój aparat (albo raczej jego właścicielka) nie nadaje się do robienia zdjęć w ruchu przy słabym świetle więc jest to, co widzicie... :/ Sorry...

 



Kończąc ten odcinek chciałabym was bardzo zachęcić do skorzystania w oferty Salema, jeśli chcielibyście odwiedzić pustynię Wadi Rum. Poleciliśmy ją wielu znajomym, ja osobiście 3 osobom. Skorzystali i potwierdzili, że nie dość, że Salem jest miłym i solidnym człowiekiem to jego ceny są wyraźnie korzystniejsze niż wielu innych osób oferujących nocleg (zawsze z wyżywieniem) na pustyni i wycieczki po niej. Świadczy o tym nie tylko nasze doświadczenie, ale bardzo pochlebne opinie o tej ofercie na bookingu i jej wysoka ocena.

Tu jest oferta Salema na bookingu.

My, doceniając to, że nas - 9 osób -gościł i żywił w ramach couchsurfingu, wrzuciliśmy co nieco do skarbonki stojącej w jadalni, choć w żadnym momencie tego nie zasugerował.

A tymczasem zapraszam na kolejny odcinek, w którym opowiem, jak odwiedziliśmy Petrę.

Wszystkie zdjęcia z pięknej pustyni Wadi Rum są tu



8 komentarzy:

  1. Piękne i troche straszne - te martwe, wyrzeźbione wiatrem skały. Ja w tym, mniej-wiecej czasie orałem Atlantyk pomiedzy Gran Canarią a Maderą. Też nie wiem co przyniesie najbliższy czas. Najbliższe rejsy już przepadły. Mam wciąż nadzieję na październikowa Grecję. Pozdrowienia marek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, jak to będzie po tym "sztormie"...
      U mnie miała być Białoruś przyczepą kempingową i inne atrakcje. Ciekawe, czy wypuszczą nas z tego "aresztu" do lata :)
      Cały czas mam nadzieję na te Azory z Tobą.

      Usuń
  2. Super...miło mi było sie oderwać w tych trudnym okresie , powędrować z Tobą, z Wami...Super wyjazda.Sa na pewno piękne wspomnienia.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odrywam się tym pisaniem, ale szczerze mówiąc - ciężko mi to idzie... Pozdrawiam i zdrowia życzę :)

      Usuń
  3. BArdzo to jest ciekawe....uwielbiam takie przygody. Niezwykly swiat, niezwykli ludzie, duzo serdecznosci ludzi stamtad. Kolory! jaki kolor tego piasku, niesamowity,grajacy pieknie z blekitem nieba, jakis kwiatuszki pustynne! ach!
    Zdrowo ci zazdroszcze takich eskapad...
    Kilka razy przeanalizowalam Twoj wpis, czekam na Petre, chociaz Petra juz nie bedzie tak autentyczna, tam pewnie panuje turystyka komercyjna.
    Jolu! dzieki za wzbudzanie we mnie marzen w czas zarazy!
    Trzymaj sie i pisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie zajrzalam do Twego wpisu o drodze portugalskiej do Santiago, Przeczytalam o Porto, i widze, ze patrzysz na swiat podobnie, te jwiatuszki pnacza typu powoj, fioletowe w Porto, ten mural starszego pana przy moscie Luisa I, Lotnisko , bardzo je lubie, Portugalczycy, ktorzy sa bardzo uczynni i sympatyczni...
      obrazki z Porto, ktore tak lubie. Dzisiaj w ramach siedzenia w domu sobie te droge opisana przez Ciebie dokladnie przeanalizuje. Juz sie ciesze.

      Usuń
    2. Dziękuję Grażynko za wiele ciepłych słów...
      Tylko taką turystykę "blisko ludzi" lubię i uprawiam...
      Ciekawe ile z tego będę mogła realizować w "nowych czasach"? hmmm
      Na szczęście dla mnie nie jest najważniejsze, żeby to było daleko i egzotycznie - choć bardzo to lubię - ale żeby była przygoda. A ona może być też w Polsce, na Roztoczu, na Mazurach i w "Koziej Wólce" ;)
      A Petra będzie wkrótce, ale jakoś ślamazarnie mi idzie :/

      Usuń
  4. Niezwykłe przygody i niezwykłe miejsce!

    OdpowiedzUsuń