wtorek, 31 marca 2020

3. Jordania 11-18.02.2019


Petra nam się trochę nie udała... Na szczęście trochę, a nie całkiem. Czyli byliśmy, widzieliśmy, ale krótko, powierzchownie i stanowczo nie do syta.

Ale zanim dotarliśmy do Petry...
Wraz z nadejściem brzasku wyskoczyłyśmy ze śpiworów i pobiegłyśmy na pobliskie skały witać słońce. Niektórzy dotarli tam wcześniej...


...inni trochę zwlekali, ale wszyscy zdążyli!



To, co ja najbardziej lubię o wschodzie słońca to nie widok w jego stronę, ale to, co dzieje się "za plecami", gdy niskie promienie słońca muskają horyzont.
Na pustyni Wadi Rum szczególnie pięknie wydobywały one strukturę skał, które zdawały się być pokryte hieroglifami, pomarszczony wiatrem pustynny piasek i jego cudny ciepły kolor!






Potem śniadanie i w drogę!
Poranki (nie mówiąc o nocach!) były naprawdę rześkie więc na pakę trzeba się było dobrze opatulić!
Tak dojechaliśmy do "punktu przeładunkowego", w którym wszystkie pojazdy turystów - te na ropę, na benzynę i te na siano - cierpliwie czekały...





Jadąc do kolejnej atrakcji obserwowaliśmy pustynno-górskie krajobrazy, a gdzieniegdzie nawet ...śnieg!



Po przyjeździe do Wadi Musa, czyli w pobliże Petry, zaczęliśmy od odszukania hostelu, w którym mieliśmy zarezerwowany nocleg w dormitorium. Podróżując dużą grupą zazwyczaj wybieramy wspólny pokój. Tutaj jednak okazało się, że to nie był dobry wybór! Dormitorium (16-osobowe)  było ponure, ciemne, ciasne i sprawiało bardzo złe wrażenie. Do sali przylegała łazienka, w której usytuowany był zarówno prysznic jak i sedes. Powodowało to oczywiście ciągłe oczekiwanie na możliwość skorzystania. Do tego pomieszczenie oddzielone było od pokoju jedynie plastikowymi drzwiami harmonijkowymi nie dając żadnego poczucia intymności! Na szczęście czekała nas tam tylko jedna noc.
Żeby być uczciwym dodam, że hostel był w trakcie remontu i jest wielce prawdopodobne, że to, o czym piszę jest już nieaktualne. A do obsługi nie mieliśmy zastrzeżeń.


Zostawiliśmy bagaże i czym prędzej udaliśmy się do Petry, czyli ruin dawnej stolicy królestwa Nabatejczyków, której rozkwit miał miejsce w okresie od III w. p.n.e. do I w. n.e. Petra to miasto wykute w skałach otaczających dolinę, a prowadzi do niej długi wąski wąwóz   As-Sik. Najpierw jednak mijamy bramę (wejście na Jordan-Pass) początkowy odcinek ze straganami.















Po długiej wędrówce wąwozem wychodzi się wprost na skarbiec - ten moment, w którym on się wynurza jest świetny, zaskakujący! Szczególnie tym, że budowla jest tak blisko!





A potem przeszliśmy całą dolinę zachwycając się mijanymi obiektami. Mój zachwyt wzbudzała przede wszystkim struktura i kolorystyka skał - coś niesłychanie pięknego!
















Minęliśmy Skarbiec, Amfiteatr, Królewskie Grobowce, Świątynię Uskrzydlonych Lwów, a na końcu weszliśmy na wzgórze z ruinami Kościoła Bizantyjskiego z zachowanymi mozaikami.
Właśnie tam był punkt kulminacyjny obchodów urodzin Patrycji, która tego akurat dnia świętowała. Również Wiola, niedawna jubilatka, usłyszała gromkie Sto lat!
Dla obu dziewczyn szybciutko zaaranżowaliśmy torciki ze świeczkami, żeby mógł się dopełnić urodzinowy rytuał z ich zdmuchiwaniem.






Po tej wypasionej imprezce ;) rozejrzeliśmy się jeszcze dookoła, podziwiając z góry co tylko było w zasięgu naszego wzroku, uchwyciliśmy jedną krótką chwilkę z nieśmiałymi promieniami słońca i trzeba już było wracać biegusiem, bo droga powrotna daleka, a słońce powoli chowało się za horyzontem.













Do hostelu dotarliśmy już po ciemku i poszliśmy spać czym prędzej, bez rozglądania się zbytniego!

Rano... dramat! Leje jak z cebra! Sprawdzamy prognozy... kicha! No jak to??! A nasza Petra?! Przecież nie możemy czekać na poprawę pogody, jeszcze rezerwat Dana czeka na nas...
Pakujemy się... naradzamy... i - z różnym poziomem akceptacji tego rozwiązania - około 10-11 decydujemy się jechać dalej, zajeżdżając jeszcze do Małej Petry, do której nie trzeba iść kilku kilometrów, jak do tej właściwej, a można podjechać pod samo wejście.
Tak więc, jak widzicie, Petra nam nie bardzo wyszła... Liznęliśmy jej tylko po wierzchu i pozostał niedosyt. Cóż... cieszę się  i tak, że mam wyobrażenie tego pięknego miejsca!

Pozostałe zdjęcia z tej części podróży

Widok z naszego hostelu na deszczowe Wadi Musa i okoliczne urodziwe skały










A to już Mała Petra od parkingu do końca dolinki. Mała Petra jest rzeczywiście mała i jej przejście nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Może też dlatego, że padający co chwilę deszcz, zalewający nam obiektywy i telefony, sprawiał, że nie zatrzymywaliśmy się zbyt często, jak to normalnie mamy w zwyczaju...















Ale na beduińską maramiję serwowaną  w jednym z pomieszczeń Małej Petry czasu wystarczyć musiało, oczywiście!




Na najbliższą noc zarezerwowaliśmy sobie nocleg w rejonie rezerwatu Dana i tam właśnie udaliśmy się po wyjściu z Małej Petry. Ale nie tak szybko...!

Po drodze były Źródła Mojżesza...







Jeszcze jedna atrakcja była na naszej drodze - ruiny średniowiecznego zamku krzyżowców Shobak.
















Całe wzgórze dookoła zamku pokryte było pozostałościami dawnej zabudowy.











W jednej z miejscowości mijanej w dalszej drodze zatrzymaliśmy się głodni, żeby kupić pity (jeszcze ciepłe... aromatyczne...pyszne!)  i tam też, widząc ofertę lokalnej cukierni, ulegliśmy pokusie skosztowania tych śliczności.
Nie jestem łasuchem i niełatwo mi dogodzić pod tym względem więc zapewne z moją opinią łatwo się nie zgodzić, ale dla mnie na urodzie atrakcyjność tych słodyczy się kończyła!






Gdy dojechaliśmy do Rezerwatu Dana słońce akurat chowało się za horyzont. Chwilę nam zajęło poszukiwanie kempingu Al Nawatef Camp, w którym po drodze zarezerwowaliśmy sobie nocleg, ale było to wspaniałe, zdecydowanie godne polecenia miejsce, w którym zostaliśmy przyjęci wręcz po królewsku! To to były naprawdę pyszności! Aż mi tęskno do tych sosików, sałatek, surówek... eh!
 







A Haytham, jak co dzień, czuwał i sprawdzał, czy aby na pewno niczego nam nie potrzeba... :)

Reszta zdjęć z tego dnia


Został już tylko ostatni odcinek opowieści, w którym Haytham odegra istotną, zaskakującą rolę! :)
Zapraszam :)

8 komentarzy:

  1. Dzieki za te relacje, przeczytalam i poogladalam z atencja, jest to niezwykly swiat, o niesamowitym kolorycie, skaly , piaski w jakims takim bezoworozowym odcieniu, robia duze wrazenie. Praktycznie brak zieleni. wielblady urocze...co za folklor. Bede miala w glowie te wyprawe.
    Przeanalizowalam takze Twoja Droge do Santiago de Compostela..nabralam wielkiej ochoty, znalazlam kolezanke, ktora wyrazila entuzjazm...niech no tylko ta zaraza zniknie.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, Grażynko, że Cię zainspirowałam do planowania własnych wypraw. Drogę Św. Jakuba, szczególnie tę, którą ja przeszłam baaardzo polecam! Teraz będę chciała przejść Drogą del Norte, ale to 900 km i potrzeba mi min. 2 miesiące.

      Usuń
  2. Oczy się cieszą fotografiami, dusza się cieszy takimi przygodami - super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przyniosłam radość w ten niespokojny czas! :)

      Usuń
  3. Przeczytałam posty, pooglądałam zdjęcia, oj! Jolu, jaki egzotyczny świat pokazujesz, niezwykły naprawdę; ileż historii starożytnej, dziwów natury, o jakich się nie śniło; masz wspaniałe towarzyszki podróży /rodzynek męski był chyba tylko jeden:-)/ opis Twojej wyprawy, zdjęcia to doskonała odskocznia od zwariowanej teraźniejszości, bo świat jakby zatrzymał się w biegu, serwując na dodatek groźnego, niewidzialnego wroga; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Marysiu! Jestem wdzięczna moim wspaniałym koleżankom, że podróżują ze mną i swoim uczestnictwem czynią te wyprawy znacznie doskonalszymi. A to, że Kuba, młody, miły i mądry chłopak, tak wspaniale się z nami odnalazł i tak się fajnie razem bawimy to rzadkość. To świadczy o tym, że najważniejsze jest podobne patrzenie na świat i można się razem świetnie bawić bez względu na wiek.
      Wspomnienia o naszych przygodach to mój sposób na przetrwanie tego "aresztu" ;) :)
      Pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  4. Jordania to piękne i wyjątkowe miejsce, które warto zwiedzić.
    https://akcesoria-podrozne.pl/

    OdpowiedzUsuń