środa, 8 kwietnia 2020

4. Jordania 11-18.02.2019

W tym odcinku opowiem wreszcie o Haythamie, który przewijał się w każdej części moich jordańskich opowieści i o tym jaką niespodziankę nam zgotował. 
A tymczasem...

Na kempingu Al Nawatef Camp spaliśmy w 2-3 osobowych pokojach w murowanych domkach, którym zrobienie zdjęcia nie przyszło mi do głowy... widać je odrobinę po lewej stronie na poniższym zdjęciu.


Przed murowanymi domkami stały natomiast malowniczo usytuowane nad brzegiem wąwozu namioty, wykorzystywane w cieplejszych porach roku.



My, rezerwując nocleg na tym kempingu wybraliśmy właśnie namioty, ale obsługa w tej samej cenie zakwaterowała nas w domkach stwierdzając, że w namiotach będzie nam za zimno. Za nocleg zapłaciliśmy 55 JOD za wszystkich czyli ok 32-33 zł za osobę. Szczerze polecamy to miejsce!

Tu kemping widziany z oddali




Spało się doskonale, a rano wyruszyliśmy penetrować okolicę. Kemping był usytuowany na brzegu głębokiego wąwozu z ciekawie ukształtowanymi skałami.




 








Po śniadaniu spakowaliśmy się i z krótkimi postojami w kilku miejscach, m.in. przy mijanym cmentarzu, pojechaliśmy do wioski Dana.









Zaparkowaliśmy samochody i wespół w zespół obliczyliśmy, że na wycieczkę w tym pięknym miejscu pozostało nam nie więcej niż 2-3 godziny :( 
Następnego dnia rano nasz samolot powrotny odlatywał z Ammanu, a my do niego mieliśmy jeszcze kawał drogi. Ponieważ, jak napisałam, nasz samolot był rano, a jeszcze przed odlotem musieliśmy oddać w wypożyczalni zatankowane do pełna samochody stwierdziliśmy, że najlepiej byłoby spędzić ostatnią noc jak najbliżej lotniska. 
I wtedy pomyśleliśmy o Haythamie... mówił, że mieszka niedaleko lotniska... może ma swój dom z ogródkiem?.. może moglibyśmy rozbić swoje namioty w jego ogródku?.. wciąż pyta, co mógłby dla nas zrobić więc zapewne się zgodzi...
Tak więc wysłaliśmy do Haythama wiadomość z pytaniem o taką możliwość i wyruszyliśmy na bardzo krótką - niestety! - wycieczkę po rezerwacie Dana. Po prostu za wsią zeszliśmy do rozległej, przepięknej doliny, a ledwie zeszliśmy już trzeba było wracać. A tyle tam jest szlaków do przejścia!...
Jeśli kiedykolwiek jeszcze wyruszę do Jordanii na rezerwat Dana na pewno poświęcę kilka dni!












 Pięknie nam się ten pan ze swoim rumakiem wkomponował w krajobraz, prawda?




Przepełnieni uczuciem niedosytu wsiedliśmy do samochodów i ruszyli w stronę Ammanu, po drodze podziwiając krajobrazy, jedząc co nieco i... łapiąc gumę! Na szczęście akurat na przedmieściach małego miasteczka, gdzie szybko udzielono nam pomocy. Ale, choć mieszkańcy byli bardzo mili,  miasteczko wizualnie zostawiło kiepskie wspomnienie. W samym centrum trawniki wyglądały jak śmietnisko :( 













W międzyczasie od dawna wiemy, że Haytham zaprasza nas do siebie, a ziemi ma dużo, jak mówi, i na pewno nie będzie problemu z miejscem. Przesłał  nam współrzędne swojego  domu, które wpisaliśmy sobie do GPSa i okazało się, że to rzeczywiście rzut beretem od lotniska. Super!!!
Po pewnym czasie Haytham pyta, dlaczego upieramy się przy tych namiotach, bo według niego jest na nie za zimno? Zapewniamy, że mamy odpowiedni ekwipunek na takie warunki, a przy namiotach się nie upieramy, tak naprawdę zależy nam na bliskości lotniska i dlatego jego ogródek bardzo nam pasuje. Powiedział OK, już wszystko rozumiem.

Było już całkowicie ciemno i dość późno (20.00-21.00), gdy GPS powiedział "dotarłeś do celu".
Rozejrzeliśmy się dookoła... domy stały tu daleko od siebie, co najmniej o kilkaset metrów, a ten najbliżej to jakaś wielka hacjenda... o kurczę... czy to możliwe, że to tu?.. Nie tego się spodziewaliśmy... 
Zaskoczeni postanowiliśmy się upewnić - Kuba poszedł zapytać.

Wrócił z informacją, że tak, to tu, ale - jak powiedział napotkany mężczyzna (ochroniarz?)  "pan Haytham musiał pilnie wyjechać na pół godziny i prosił, żebyśmy zaparkowali na podwórku i poczekali w na niego w holu"  

Tak też zrobiliśmy, a buzie otwierały się nam coraz szerzej. 




Usiedliśmy więc w holu i... zapragnęliśmy spędzić w nim noc!
Cieplutko, przytulnie... i kanap wystarczy tu dla wszystkich... :)


Wkrótce pojawił się nasz gospodarz,  przywitał się z nami tak serdecznie, jakbyśmy przyjaźnili się od dawna i powiedział - chodźcie, pokaże wam waszą sypialnię!

Weszliśmy przez pięknie rzeźbione drzwi i zobaczyliśmy salon o powierzchni wszystkich naszych mieszkań razem wziętych!







Oprócz głównej części, w tej samej otwartej przestrzeni, za filarami, były nieco różniące się wystrojem kąciki.








Haytham zaprowadził nas do łazienki, do której szło się przez jadalnię.





Te stoły, krzesła, lustro - to ręcznie rzeźbione srebro. Praca trwała 7 lat.






Przyciągały wzrok ozdoby






Usiedliśmy onieśmieleni wśród tego przepychu, rozbawieni widokiem naszych tobołów na tle  pięknego, eleganckiego wnętrza i zapytaliśmy Haythama ..."a może ty jesteś królem?? albo synem króla??!"
- "nie, ale to jest zdjęcie mojego taty z królem" - powiedział  ze śmiechem Haytham wskazując jedno ze zdjęć wyeksponowanych w salonie.
Okazało się, że nasz gospodarz należy do bardzo znanej i wpływowej rodziny prowadzącej rozliczne interesy na dużą skalę m.in. produkują oliwę, zaopatrują hotele w wodę i wiele innych.
Salon, w którym ulokował nas Haytham służy właśnie do prowadzenia rozmów biznesowych, często w bardzo licznym gronie - stąd jego wielkość.







 Zostaliśmy jeszcze poczęstowani  kolacją i po pogawędce z gospodarzem poszliśmy spać - każdy mógł sobie zagospodarować swój odrębny wygodny kącik!

Rano ledwie wstaliśmy, a już po chwili w jadalni pojawiło się przygotowane w domowej kuchni śniadanie. 









Zjedliśmy je razem z gospodarzem, który zaoferował nam także pilotowanie na stację benzynową, a potem na lotnisko.

Przedtem oczywiście sesja zdjęciowa!






Kiedy zobaczyliśmy, że mając taki wybór Haytham wsiada do "zwykłego mercedesa" na naszych twarzach pojawił się grymas zawodu, który natychmiast został wychwycony i "nasz pilot" nie tylko przesiadł się do ferrari, ale... zaproponował miejsce obok siebie Patrycji. Ruszyliśmy, ale po chwili ferrari się zatrzymało, a Pati została zaproszona za kierownicę! 
To ci dopiero! Inne kobitki nie były tym zainteresowane, ale Kuba i ja siedząc za kierownicami naszych Chevroletów poczuliśmy, że super gratka przeszła nam koło nosa :( 
Gdybyśmy się tak bardzo nie spieszyli już na lotnisko my także moglibyśmy spróbować swoich sił, ale tym razem musiało mi wystarczyć to, że sobie w nim posiedziałam minutkę :)








No i nieubłaganie nadszedł czas pożegnania, Haytham musiał wracać do swoich obowiązków, a nasz samolot wkrótce odlatywał.
Kiedy na stacji benzynowej poszliśmy uregulować rachunek za tankowanie naszych aut usłyszeliśmy - rachunek jest już uregulowany!

Dziękujemy Ci Haytham gorąco, że taką wspaniałą przygodę zafundowałeś nam na zakończenie pobytu w Twoim pięknym kraju! Jesteś przemiłym, radosnym, pomocnym, a przy tym bardzo skromnym człowiekiem. To wielka radość i zaszczyt być wśród Twoich znajomych :) 

Thank you, Haytham, that you gave us such a great adventure on the end our journey in your beautiful country! You are a nice, cheerful, helpful and at the same time very modest  person. It is a great joy and honor to be among your friends :)

Nam zostało zwrócić samochody i dopełnić formalności lotniskowych. Obyło się bez problemów i wkrótce wylecieliśmy. Chociaż wylatywaliśmy z Modlina, lot powrotny kupiliśmy do Krakowa - tak było taniej.
Miałam akurat miejsce przy oknie, a pogoda pięknie dopisała zrobiłam więc dużo zdjęć z trasy, włącznie z Krakowem.
Świat z góry wygląda bardzo ciekawie, lubię ten widok.
Zamieszczam kilka zdjęć, a na resztę zapraszam tutaj.









A koszt całej tygodniowej podróży jak zawsze udało się zamknąć w kwocie tysiąca kilkuset złotych.

Tak skończyła się nasza kolejna podróż. Zostały piękne wspomnienia, mnóstwo zdjęć i to ciepło w sercu dzięki moim kochanym współpodróżnikom! Dziękuję Wam gorąco - uwielbiam z Wami włóczyć się po świecie!

Zdjęcia z tego dnia 

Nie zapomnij, proszę, zostawić swojego śladu w komentarzu... :) 

17 komentarzy:

  1. Jolu, egzotyka w najczystszym wydaniu; powiem szczerze, że bardzo lubię cuda natury, może nam bardziej od zabytków; niesamowity pan Haytham, a wiesz na co zwróciłam uwagę w jego domu? widziałaś te udrapowane serwety pod wazonami, jedna z nich z frędzlami jakby wypływała z leżącego naczynia:-) ktoś to przecież musiał zrobić, jego żona, służące? ciekawy świat, dzięki że mogłam go zobaczyć; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, było w domu Haythama dużo pięknych, gustownych dekoracji, drobiazgów, które świadczyły o dobrym smaku gospodarzy. Pokazałam tylko odrobinę, a i tak nie byłam pewna, czy nie za bardzo sobie pozwalam pokazując czyjś dom od środka (z tego powodu zapytałam Haythama przez internet, czy mam zgodę na tę publikację i ją uzyskałam) :)
      Sądzę, że na pewno służba o to dbała. Gospodarz mówił o swojej narzeczonej, nie żonie, nawet chwilami była ona naszą telefoniczną tłumaczką.

      Usuń
  2. Bardzo chciałabym spędzić noc u Haythama, to wspaniały człowiek.
    Wasze piękne krajobrazy zachwycają - są takie egzotyczne, trudno było się takich spodziewać.
    Wspaniała, udana wyprawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, krajobrazy tam są zupełnie inne niż nasze.
      Zaskakujące dla mnie były te wszystkie piękne barwy pustynne.

      Usuń
  3. Ależ wspaniałe przygody! Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę zdrowych i radosnych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie ostatni nocleg iście po królewsku :) Piękna przygoda!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za pozostawienie śladu swojej wizyty :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdzies mi przemknal ten post, a taki ciekawy! swietna przygpda z noclegiem w palacu , Pan Haytham to cudo czlowiek. Krajobrazy sa takie malo kolorowe, pustynne, te rzezbione tereny, kamienie, piaski, ziemie robia niesamowite wrazenie, ludzi wygladaja jak mroweczki...Bardzo ciekawy kraj a cena podrozy bardzo zachecajaca. Zazdroszcze Ci ,ze nalezysz do tak fajnej grupy. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musialam zajrzec do pierwszego postu o Jordanii by przypomniec sobie jak sie poznaliscie, rzeczywiscie to niezwykly czlowiek..jakie szczescie, ze go spotkaliscie.

      Usuń
  8. Wow, piękne klimaty. Bardzo mi się podobają. Chciałabym tak zwiedzać jak ty. Może jak dzieci będą większą to będziemy podróżować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziećmi też można - w innej skali, nieco inaczej, ale warto uczyć ciekawości świata.
      A wraz z ich wzrostem rozwijać skrzydła!
      Dzięki za miłe słowa :)

      Usuń
  9. Bardzo pięknie, skąd Pani bierze tyle siły i energi :)
    https://t-pack.pl/113-etykiety-termiczne

    OdpowiedzUsuń