wtorek, 18 października 2016

Autostopem ku Kamczatce

Czas nareszcie zacząć snuć kamczackie opowieści...

Opowieści o podróży absolutnie niezwykłej!...
Bo w miejsce bardzo odległe,  z niewielkim zaludnieniem i z dziką, nieskażoną niczym przyrodą...
Bo w dużej części to podróż autostopowa, a nigdy na takie dystanse w ten sposób nie jeździłam...
Bo oprócz spania w namiocie wielokrotnie korzystaliśmy z Couchsurfingu i ta relacja będzie hymnem pochwalnym dla tej idei...
I  niezwykła, bo zabrał mnie w nią mój kochany, wspaniały syn! A jak do tego doszło, przeczytacie tutaj.





Bilet na samolot mieliśmy na niedzielę 10 lipca z Moskwy, żeby więc mieć zapas czasu na spokojne dotarcie na lotnisko wyruszyliśmy w poniedziałek 4 lipca. Na wylot do Niska zawiozły nas dwie cudowne dziewczyny, za którymi było mi najbardziej tęskno w podróży - córka i wnuczka.




A że wspominaliśmy z Kubą o naszych wakacyjnych planach podczas różnych prezentacji, pożegnaliśmy się wywiadem dla lokalnej telewizji.



Po wszystkich pożegnaniach stanęliśmy na poboczu z wyciągniętym kciukiem i już po kilkunastu minutach pierwszy kierowca zabrał nas do Lublina. Tak się pięknie złożyło, że jechał akurat w rejon wylotu na Białystok. Na pożegnanie robimy sobie wspólną fotkę.




A potem po chwilach oczekiwania krótszych lub dłuższych przemieszczamy się dynamicznie na północ. W pewnym momencie jeden z kierowców "uprowadza nas" poza wyznaczoną przez nas trasę twierdząc, że na tej drodze jest większy ruch i będzie nam łatwiej szło, ale to był zły doradca i po nadłożeniu kilkudziesięciu kilometrów "nawróciliśmy się" na właściwy kurs.




Autostop bardzo mi się podobał! Spotykaliśmy tak rożnych kierowców...a z każdym ucinaliśmy sobie miłą pogawędkę :)
Wiozła nas np.  pani  pracująca  w jednej z filii przedsiębiorstwa, w którym pracuje Kuba i okazało się, że mają wspólnych znajomych!
Innym naszym kierowcą był gość weselny z soboty, który jechał wspomagać pana młodego okradzionego podczas uroczystości weselnych! Podobno "weselne kradzieże" to już plaga w tym rejonie.
Był chłopak, który przeszedł Camino de Santiago i mieli w Kubą wiele wspólnych doświadczeń.

Tak dojechaliśmy wieczorem do Białegostoku i próbując złapać coś jeszcze zaczęliśmy się rozglądać za miejscem do rozbicia namiotu. Znalazła się w pobliżu całkiem fajna miejscówka, ale wciąż było nam żal "zejść ze stanowiska" ;)
I słusznie, bo po dość długim oczekiwaniu zatrzymał się nam samochód z Anetą i Piotrkiem - studentami psychologii wracającymi do Suwałk po zajęciach. Rozmowa dotycząca postaw życiowych, celów i motywacji ludzkich działań i tym podobnych tematów wciągnęła nas bardzo i zaowocowała zaproszeniem nas do domu na nocleg!


Gospodarze byli tak mili, że jeszcze rano podwieźli nas  na wylot!

Łapaliśmy w Suwałkach dłuższą chwilę, w końcu zatrzymał się samochód z brytyjskimi numerami. Okazało się, że to dwie Estonki mieszkające w Londynie jadą na wakacje w rodzinne strony, do Rygi. 
Piszę o nich, bo to było moje największe autostopowe  zaskoczenie podczas tej podróży! 
Otóż nie wierzyłam, że zmieścimy się do tego auta, tak bardzo było ono zawalone bagażami! Kierowcy  nawet, gdy mają z tyłu jedną walizkę czy parę pakunków uznają, że nie mają miejsca, żeby wziąć dodatkowych pasażerów.
A te kobitki poświęciły 10 minut na przeorganizowanie tego stosu, żeby nas jednak upchnąć!
Zdjęcie  nie oddaje dobrze rzeczywistości i jest nieostre, bo nie było jak go zrobić wśród tych bambetli, ale popatrzcie :)



I tak wkrótce wjechaliśmy na Litwę, gdzie zaczęła się nasza zabawa w ciuciubabkę z burzami, tęczami i słońcem, pojawiającymi się jak w kalejdoskopie!
Mamy chyba niezłą wprawę w tej grze (a w rzeczywistości mnóstwo szczęścia) i tak  nam się udaje, że te ulewy obserwujemy wyłącznie zza szyb samochodów lub stacji benzynowych. A gdy łapiemy - świeci słońce.


















Raz zdarzyło się, że wysiedliśmy na stacji benzynowej w czasie deszczu to przynajmniej spokojnie zrobiliśmy sobie ciepły posiłek




Jeszcze słońce nie zaszło, gdy byliśmy w miejscowości Rezekne na Łotwie. To tu się rozchodzą drogi do Moskwy i do Petersburga i tu mieliśmy zadecydować, czy będziemy mieli czas, żeby nadłożyć drogi i zwiedzić "przy okazji" Petersburg. 





Nie mieliśmy wątpliwości, co robić. Szło nam przecież doskonale!

Stanęliśmy więc na odpowiednim poboczu i wkrótce minęliśmy poniższy znak z miłym rosyjskim małżeństwem. Twierdzili, że jadą tylko do granicy, ale po kilku kilometrach, które upłynęły na miłej pogawędce ujawnili, że powiedzieli tak asekuracyjnie, na wypadek, gdyby pasażerowie im się nie spodobali. Ale teraz  chętnie zawiozą nas o 100 km dalej, gdzie będą skręcać z naszej drogi. :)




Wysadzili nas na stacji benzynowej, gdzie postanowiliśmy rozejrzeć się za noclegiem. Ale gdy zauważyłam towarowego busa z petersburską rejestracją podeszłam do tankującego kierowcy i zapytałam, czy nie zechciałby zabrać dwoje polskich pasażerów? Zechciał! 
Był to akurat najmniej chętny do rozmowy kierowca, z jakim jechaliśmy. Nic się nie odzywał, a na pytania odpowiadał monosylabami. Szybko więc zamilkliśmy, bo to kierowca dyktuje warunki w swoim samochodzie. I akurat nadzwyczajnie nam to pasowało, bo wkrótce sen nas zaczął morzyć i przespaliśmy całą drogę. 

I tym sposobem nie upłynęły jeszcze nawet 2 doby, gdy o piątej nad ranem wysiadaliśmy w Petersburgu!
Nasz małomówny, ale bardzo miły kierowca tego granatowego busa wysadził nas koło stacji metra w strugach deszczu.



A jak nam się pokazało to miasto, to już temat następnej opowieści, na którą zapraszam wkrótce :)

Podsumowując moją pierwszą tak długą podróż autostopową (choć to dopiero pierwszy jej etap) napiszę, że nie dziwię się mojemu synowi, że tak lubi ten sposób podróżowania... Ilu kierowców, tyle osobowości, tematów rozmów, ciekawych informacji i interesujących życiorysów! 
Jechaliśmy np.  (oprócz tych wymienionych wcześniej) z urologiem, policjantem, archeologiem,  z litewskim drogowcem-taternikiem, który lepiej od nas znał wszystkie zakamarki w Tatrach i z kamieniarzem wiozącym obok nas elementy nagrobka,  
Nie jest to jednak na pewno podróż dla lubiących komfort i wygody. Czasem co prawda jeździ się luksusowo najnowszym modelem mercedesa, ale czasem w ciasnocie trzeba plecak kilka godzin trzymać na nogach. Dla mnie to akurat nie problem, nawet spać w takich warunkach potrafię jak dziecko ;)

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie. Tak z nudów zacząłem oglądać jakąś internetową mapę Kamczatki, szukając w Googlach informacji o odnalezionych miastach. I tak trafiłem na ten super blog. Uwielbiam takie podróżnicze relacje wzbogacanane fotografiami. Szczególnie zawsze interesowały mnie dalekowschodnie zakamarki Rosji, Syberia itp. Dzięki Pani mogę "zwiedzić" również Kamczatkę. Czytam te wspisy po kolei. Coś fascynującego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło wiedzieć, że trafiłam w czyjeś zainteresowania i moje wpisy zyskały czytelnika, któremu tu się podobało. Kiedyś opiszę jeszcze swoją podróż na wschód - do Kazachstanu i Uzbekistanu. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń