niedziela, 9 grudnia 2018

Green Velo 5, Lipiec 2018 - misja zakończona.


Od kilku dni wiedziałyśmy już, że dojedziemy tylko do Przemyśla, skąd rozjedziemy się pociągami do domów. Miałybyśmy czas pojechać jeszcze ze 100 km dalej, ale znikąd tam nie miałybyśmy szansy na jakieś połączenie kolejowe, a czas przeznaczony na Green Velo nam się kończył.

Rano pożegnałyśmy się z miłymi gospodarzami, dostałyśmy spory zapas papierówek i ruszyłyśmy w stronę pobliskiej Korczowej, gdzie jest przejście graniczne z Ukrainą. Nie jechałyśmy jednak ściśle trasą Green Velo ponieważ miejscowi zdecydowanie nam to odradzili po takim deszczu. "Utoniecie tam w błocie" - przekonywali. I przekonali! Wybrałyśmy asfalt prowadzący do potężnych przygranicznych magazynów o nazwach "Hala kijowska" i Hala lwowska".









Dobrze, że taką drogę wybrałyśmy, bo zobaczyłyśmy wylot trasy właściwej i nie wyglądał on zachęcająco!




Tego dnia trzykrotnie przejeżdżałyśmy nad autostradą.









Po drodze zwiedziłyśmy piękną cerkiew w Chotyńcu. Otworzył ją nam imponującym kluczem i opowiedział trochę o niej pan, po którego (zgodnie z instrukcją na drzwiach) zadzwoniłyśmy.












Od rana niebo było zachmurzone, ale po południu chmury zrobiły się ciemniejsze i źle wróżyły.







Na szczęście padać zaczęło akurat, gdy przejeżdżałyśmy przez wieś Stubno i na tamtejszym MORze (miejsce obsługi rowerzystów) postanowiłyśmy go przeczekać. Pytałyśmy o możliwość zjedzenia gdzieś w okolicy obiadu, ale okazało się, że najbliżej jest to możliwe w Przemyślu. 
Postanowiłyśmy więc ugotować sobie same coś do jedzenia, a głównym kuchmistrzem została tym razem Asia.







Deszcz wkrótce ustąpił, a my pojechałyśmy dalej.












Przejeżdżałyśmy przez Bolestraszyce, gdzie jest słynne arboretum, do którego wybierałam się od lat, ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Postanowiłyśmy jednak zostawić sobie tę atrakcję na następny, ostatni już, dzień. Nasz pociąg odjeżdża dopiero po południu więc będziemy miały sporo czasu, a dziś do zamknięcia pozostało tylko nieco ponad godzinę - szkoda byłoby się tak śpieszyć.
Wstępujemy natomiast w rejon fortu San Rideau będącego częścią Twierdzy Przemyśl.






A potem jedziemy już prosto do Przemyśla, do schroniska młodzieżowego, gdzie mamy zamiar spać. Spotykamy tam naszych znajomych - parę Niemców, którzy jechali całym szlakiem Green Velo - od Elbląga do Końskich!



 




 


Po zakwaterowaniu wyruszamy zwiedzać miasto, a po długim spacerze świętujemy pokaźnym dzbanem lokalnego piwa zakończenie "misji Green Velo".










Przejechałyśmy 48 kilometrów.
Największym minusem tego fragmentu Green Velo był sam dojazd do Przemyśla. Ostatnich kilkanaście kilometrów (około 17) jechało się dość ruchliwą drogą bez poboczy, bez ścieżki rowerowej. Bardzo tego nie lubię. Poza tym to był dość "industrialny" etap także z powodu dominujących widoków na autostradę :)
Ale takie fragmenty nie czynią całego szlaku mniej atrakcyjnym, oczywiście. To tylko porównania z innymi odcinkami.

W ostatniej części relacji podsumuję, ile nas ta wycieczka kosztowała, co jadłyśmy,  jak oceniam swój długodystansowy debiut rowerowy i tym podobne, a okraszę wszystko zdjęciami z arboretum Bolestraszyce :) Zapraszam.
Zdjęcia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz