czwartek, 3 listopada 2016

Moskwa w dwa dni.



Zawsze, gdy myślałam o Moskwie, zainteresowana byłam tak naprawdę tylko jednym - chciałam na własne oczy zobaczyć  Sobór Wasyla Błogosławionego - czy na żywo będzie równie zachwycający, jak na różnych fotografiach i filmach?


Kostia wysadził nas wcześnie raniutko koło stacji metra. Wiedzieliśmy, którą nitką mamy dojechać do naszego couchsurfingowego gospodarza, a poruszanie się metrem po Moskwie jest dziecinnie proste!

Docieramy więc bez problemów pod wskazany adres...



...i dowiadujemy się, że Alexey dopiero 2 godz. wcześniej wrócił do domu i musi trochę odespać. Bardzo nam to pasuje, bo sami też niewiele spaliśmy, całą noc starając się rozmawiać z Kostią.
Śpimy kilka godzin, a potem wyruszamy z Alexeyem i jego dziewczyną Liną na miasto. Plac Czerwony zostawiamy sobie na następny dzień, gdy Alex będzie w pracy - tam trafimy bez trudu.
Dziś chcemy czegoś mniej oczywistego.
Najpierw jedziemy najstarszą linią tramwajową Moskwy, a Alex pokazuje nam i nazywa to, co mijamy. 
Jest też atrakcja w samym tramwaju! Na końcu siedzą i bardzo hałasują trzy mocno zanietrzeźwione osoby. Nic by w tym nie było nadzwyczajnego, gdyby nie to, że co chwilę recytują z pamięci długie fragmenty Puszkina! Poezję rozpoznaje oczywiście Alex i sam jest pod wrażeniem współpasażerów!


Wysiedliśmy koło Trietiakowskiej Galerii, gdzie akurat odbywał się jakiś happening.

 

 Obok Galerii jest fontanna z pulsującymi nieregularnie strumieniami wody, które prowokują wiele osób do spróbowania szczęścia - jeśli trafi się bardzo wysoki słup wody, szczególnie przy wietrzyku, może nieźle zmoczyć!





  


 
 


Łazimy długo po mieście, idziemy też do parku, który jest właściwie kawałkiem lasu w środku miasta. Mają tam bardzo fajną zabawkę, którą oczywiście wypróbowuję :D


 


Wieczór kończymy w bardzo miłej knajpce, prowadzonej przez siostry zakonne (zapomniałam jakiego wyznania :/) z wyśmienitym jedzeniem... Bardzo trudno było dokonać wyboru, tak wszystko apetycznie wyglądało.






Kupujemy kwas chlebowy na wynos i wracamy do domu.
Nazajutrz Alex, operator kamery w moskiewskiej telewizji, śpieszy się z rana do pracy. Wychodzimy razem i każdy idzie w swoją stronę.
My do metra. Wysiadamy na każdej stacji i robimy zdjęcia - niektóre stacje mają wystrój niemalże pałacowy. Z nieodzownymi symbolami czasów minionych.
Ta mi się najbardziej podobała. Taka elegancka.



Zdjęcia innych stacji znajdziecie tu: metro

I nareszcie Plac Czerwony! 





 

 Jeszcze odwiedzamy na chwilę GUM (Gławnyj Uniwiersalnyj Magazin) - galerię handlową z XIX wieku.






Podobają nam się bardzo ławki malowane przez dzieci. Każda podpisana nazwiskiem autora!



I doczekałam się! Idziemy w stronę Soboru Wasyla Błogosławionego czyli Soboru Opieki Matki Bożej na Fosie. Hurrra!




Do środka wchodzę tylko ja, bo Kuba był tam już 2 lata temu i teraz rozkoszuje się leniwą chwilą popijając  wyborne espresso. A ja muszę odstać swoje w pełnej ciekawych ludzi kolejce. 







Cerkiew jest naprawdę przepiękna! I z zewnątrz i wewnątrz! Zaskoczeniem było to, że w budynku nie ma żadnego większego pomieszczenia (a przynajmniej nie jest takie udostępnione do zwiedzania). Są maleńkie salki połączone wąskimi korytarzykami. A wszystko przebogato zdobione. Wnętrzu Soboru poświęciłam oddzielny album zdjęć tu: Sobór










Tu dwuminutowe nagranie wnętrza cerkwi


A niezwykłej atmosfery zwiedzaniu dodawał męski kwartet pięknie śpiewający muzykę cerkiewną! Naprawdę warto posłuchać tych głosów!



Po wyjściu z cerkwi postanowiliśmy okrężną drogą, dwukrotnie przekraczając Moskwę (rzekę) obejść Kreml dookoła. Potem odwiedziliśmy Sobór Chrystusa Zbawiciela, gdzie trwało nabożeństwo i udało mi się cyknąć ukradkiem 2 zdjęcia, powłóczyliśmy się po Arbacie i pokłonili Bułatowi Okudżawie,  wróciliśmy na Plac Czerwony skąpany teraz w słońcu, zobaczyliśmy zmianę warty przy Kremlu, poleniuchowaliśmy na skwerze przy świeżo zaparzonej kawie, poszliśmy zobaczyć Park Gorkiego, o którym śpiewali Scorpionsi i czas było na Worobiowe Wzgórza na zachód słońca nad Moskwą i kolację z Uniwersytetem Łomonosowa w tle.

Przy okazji Kuba chciał odnaleźć kilka skrytek geocachingowych. Udało się namierzyć trzy znajdujące się na naszej trasie. Czasem zabawnie to wyglądało, gdy zaglądaliśmy w różne dziury - aż niektórzy podejrzliwie nam się przyglądali ;) 

A teraz same obrazki :)









































































































Wróciliśmy do domu Alexa późno, a tam czekała nas jeszcze jedna atrakcja tego dnia!
Alex, gitarzysta rockowy, zabrał nas do pobliskiego  loftu ze świetną akustyką, w którym grywa z kolegami w zespole. Niestety, byliśmy tam bardzo późno, bo odrobinę przed północą - taka godzina w środku tygodnia sprawiła, że byliśmy sami. Po drodze odwiedziny u zaprzyjaźnionego garncarza, pracującego wciąż w pobliżu i naprawdę świetna muzyka w wykonaniu naszego hosta! Wspaniałe rosyjskie ballady - rewelka!





















To było naprawdę super klimatyczne zakończenie pięknego dnia! Aż żal było iść spać.
To by się nigdy nie zdarzyło, gdyby nie couchsurfing!

Ale następny dzień to następne mocne przeżycia!... Półtorej godziny autobusem i... Szeriemietiewo! (kto umie, ten przeczyta w oryginale! ;-))












A od następnego odcinka - Kamczatka właściwa!!! :)
Zapraszam :)
Wszystkie zdjęcia z Moskwy (podpisane!) są tu: Moskwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz