wtorek, 8 marca 2016

Gran Canaria - lot i przylot

W zeszłym roku udało mi się przełamać wiele barier i po raz pierwszy zorganizować samodzielnie, za niewielkie pieniądze, ferie zimowe w ciepłych krajach, a dokładnie na Teneryfie.

Sukces organizacyjny tamtego wyjazdu dodał mi pewności siebie i wiary w skuteczność własnych działań.
Postanowiłam powtórzyć przedsięwzięcie w tym roku zapraszając do udziału w wyjeździe znajomych. Gdy zgłosiło się 4 osoby czyli pełny skład do samochodu, który zamierzaliśmy wynająć, poszukaliśmy tanich lotów i najatrakcyjniejszą ofertą okazała się Gran Canaria z Krakowa.

Szczegóły organizacyjno-finansowe opiszę w podsumowaniu (a przypadkowo wyszło tak, że był to nadzwyczaj tani pobyt), zacznę zaś od relacji z odwiedzonych miejsc.

W skład grupy oprócz mnie wchodzili:
Ania (forum góry szlaki)
Agnieszka (forum góry szlaki)
Karina (była ze mną w Norwegii)
oraz „męski rodzynek” Andrzej (forum góry szlaki)


 


Lot z Polski na Wyspy Kanaryjskie trwa około 5,5 godziny. Niby długo, ale nigdy mi się to nie dłuży. Lubię obserwować ziemię z lotu ptaka, jeśli tylko chmury jej nie zasłaniają.

Oto kilka zdjęć, które udało mi się zrobić:

Miasteczko Ebolo we Włoszech. Musi być pięknie w tej dolinie położonej wśród wysokich gór!


Miasteczko Selvino i świetna, kręta droga dojazdowa do niego.


Mediolan


Alpy


Góra Świętej Wiktorii i miasteczko Rousset. Francja.


Elektrownia cieplna, zasilane węglem w Meyreuil. Ponoć najwyższy komin we Francji (dzięki Adaś).


Przylądek de Norfeu w Hiszpanii i Pireneje


Ujście rzeki Ebro. Hiszpania.


Vilanova i la Geltrú. Hiszpania.


Sporo tych zdjęć zamieściłam (a jeszcze więcej jest w galerii na Picasie), ale bardzo podoba mi się odszukiwanie po powrocie tych miejsc na mapie :)

Ale wróćmy na Gran Canarię, na której wylądowaliśmy planowo, odebraliśmy samochód...



... i ruszyliśmy do Las Palmas. Tam krążąc nieco i błądząc po wąziutkich, najczęściej jednokierunkowych uliczkach starego miasta odszukujemy nasz Ecohostel. Dopełniliśmy formalności...



Zagospodarowaliśmy się pobieżnie w swoich pokojach (dziewczęta w swoim, chłopiec w swoim) i niecierpliwie wyruszyliśmy na spotkanie ze stolicą wyspy.
Wiedzieliśmy, że w pobliżu mamy najsławniejszą na wyspie Katedrę Św. Anny i tam skierowaliśmy pierwsze kroki.





Zlokalizowaliśmy kilka ciekawych obiektów w okolicy, ale zaczęło się ściemniać, dokuczał nam deszcz, który kilka razy pojawiał się nagle z ogromną mocą ulewy i równie gwałtownie znikał.


Wstąpiliśmy więc do restauracji na tradycyjne kanaryjskie potatos con mojo znane mi sprzed roku. Mają wspaniałą odmianę ziemniaków, które gotowane w mundurkach można jeść ze skórką, taka jest delikatna.

 

Wróciliśmy do hostelu, gdzie integrowaliśmy się z bardzo międzynarodowym towarzystwem.



Szczególną atrakcją było dwóch Włochów wybierających się na imprezę, którzy poprosili dziewczyny o dopełnienie ich wizerunku :lol:

(zdjęcia bez flesha więc „efekty dodatkowe” przy ruchu obiektów murowane )




Ciekawostką dotyczącą Włochów było też to, że jeden z nich rozmawiał z nami po polsku, był wielokrotnie w Polsce, bardzo ją lubi i dość dobrze zna. A to wszystko dzięki przyjacielowi ze Szczecina oraz byłej dziewczynie.

My wieczór zakończyliśmy imprezką urodzinową Andrzeja, który dokładnie tego dnia obchodził okrągłą rocznicę urodzin.



Napiszę jeszcze tylko, że w nocy przed wyjazdem z domu poczułam ewidentnie, że dopada mnie jakiś wredne choróbsko, czułam się naprawdę źle. Rankiem, już z kompletem bagaży w samochodzie, podjechałam do lekarza. Po wizycie zakupiłam (i zażyłam) trzydniowy antybiotyk i zestaw innych lekarstw mając nadzieję, że przegonię złe, zanim w pełni nadejdzie.

Nie wyobrażałam sobie zrezygnować z jakiejkolwiek atrakcji, którą mieliśmy w – dość ogólnym – planie :)

A pierwszą z nich miał być posmak pustyni na wydmach Maspalomas. O tym będzie następny odcinek.

A tu reszta zdjęć: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/GranCanaria1926022016Lot02#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz