Sukces organizacyjny tamtego wyjazdu dodał mi pewności siebie i wiary w skuteczność własnych działań.
Postanowiłam powtórzyć przedsięwzięcie w tym roku zapraszając do udziału w wyjeździe znajomych. Gdy zgłosiło się 4 osoby czyli pełny skład do samochodu, który zamierzaliśmy wynająć, poszukaliśmy tanich lotów i najatrakcyjniejszą ofertą okazała się Gran Canaria z Krakowa.
Szczegóły organizacyjno-finansowe opiszę w podsumowaniu (a przypadkowo wyszło tak, że był to nadzwyczaj tani pobyt), zacznę zaś od relacji z odwiedzonych miejsc.
W skład grupy oprócz mnie wchodzili:
Ania (forum góry szlaki)
Agnieszka (forum góry szlaki)
Karina (była ze mną w Norwegii)
oraz „męski rodzynek” Andrzej (forum góry szlaki)
Lot z Polski na Wyspy Kanaryjskie trwa około 5,5 godziny. Niby długo, ale nigdy mi się to nie dłuży. Lubię obserwować ziemię z lotu ptaka, jeśli tylko chmury jej nie zasłaniają.
Oto kilka zdjęć, które udało mi się zrobić:
Miasteczko Ebolo we Włoszech. Musi być pięknie w tej dolinie położonej wśród wysokich gór!
Miasteczko Selvino i świetna, kręta droga dojazdowa do niego.
Mediolan
Alpy
Góra Świętej Wiktorii i miasteczko Rousset. Francja.
Elektrownia cieplna, zasilane węglem w Meyreuil. Ponoć najwyższy komin we Francji (dzięki Adaś).
Przylądek de Norfeu w Hiszpanii i Pireneje
Ujście rzeki Ebro. Hiszpania.
Vilanova i la Geltrú. Hiszpania.
Sporo tych zdjęć zamieściłam (a jeszcze więcej jest w galerii na Picasie), ale bardzo podoba mi się odszukiwanie po powrocie tych miejsc na mapie
Ale wróćmy na Gran Canarię, na której wylądowaliśmy planowo, odebraliśmy samochód...
... i ruszyliśmy do Las Palmas. Tam krążąc nieco i błądząc po wąziutkich, najczęściej jednokierunkowych uliczkach starego miasta odszukujemy nasz Ecohostel. Dopełniliśmy formalności...
Zagospodarowaliśmy się pobieżnie w swoich pokojach (dziewczęta w swoim, chłopiec w swoim) i niecierpliwie wyruszyliśmy na spotkanie ze stolicą wyspy.
Wiedzieliśmy, że w pobliżu mamy najsławniejszą na wyspie Katedrę Św. Anny i tam skierowaliśmy pierwsze kroki.
Zlokalizowaliśmy kilka ciekawych obiektów w okolicy, ale zaczęło się ściemniać, dokuczał nam deszcz, który kilka razy pojawiał się nagle z ogromną mocą ulewy i równie gwałtownie znikał.
Wstąpiliśmy więc do restauracji na tradycyjne kanaryjskie potatos con mojo znane mi sprzed roku. Mają wspaniałą odmianę ziemniaków, które gotowane w mundurkach można jeść ze skórką, taka jest delikatna.
Wróciliśmy do hostelu, gdzie integrowaliśmy się z bardzo międzynarodowym towarzystwem.
Szczególną atrakcją było dwóch Włochów wybierających się na imprezę, którzy poprosili dziewczyny o dopełnienie ich wizerunku

(zdjęcia bez flesha więc „efekty dodatkowe” przy ruchu obiektów murowane

Ciekawostką dotyczącą Włochów było też to, że jeden z nich rozmawiał z nami po polsku, był wielokrotnie w Polsce, bardzo ją lubi i dość dobrze zna. A to wszystko dzięki przyjacielowi ze Szczecina oraz byłej dziewczynie.
My wieczór zakończyliśmy imprezką urodzinową Andrzeja, który dokładnie tego dnia obchodził okrągłą rocznicę urodzin.
Napiszę jeszcze tylko, że w nocy przed wyjazdem z domu poczułam ewidentnie, że dopada mnie jakiś wredne choróbsko, czułam się naprawdę źle. Rankiem, już z kompletem bagaży w samochodzie, podjechałam do lekarza. Po wizycie zakupiłam (i zażyłam) trzydniowy antybiotyk i zestaw innych lekarstw mając nadzieję, że przegonię złe, zanim w pełni nadejdzie.
Nie wyobrażałam sobie zrezygnować z jakiejkolwiek atrakcji, którą mieliśmy w – dość ogólnym – planie
A pierwszą z nich miał być posmak pustyni na wydmach Maspalomas. O tym będzie następny odcinek.
A tu reszta zdjęć: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/GranCanaria1926022016Lot02#
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz