Po dopłynięciu do Kaupanger ok 21.00 pojechałyśmy jeszcze ok 30 km i w okolicy Hasflo zostałyśmy na nocleg.
W nocy przykry standard – ziąb i deszcz dudniący o dach...
Ale cóż – szkoda dnia... Dziś czeka nas prawdziwa podróżnicza uczta, po raz kolejny (ale już ostatni ) zainspirowana relacją Wiolci – lodowiec Nigardsbreen!
Zdjęcia lodowców to nie rzadkość, widziałam je wielokrotnie. Raz nawet
byłam przy lodowcu w szwajcarskich Alpach. Szaro-bura „kupa śniegu”
Ale taki lodowiec, jaki zobaczyłam na zdjęciach Wioli to było coś nieprawdopodobnego!!! On był błękitno-szafirowy! Piękny!
Podekscytowane jedziemy najpierw drogą 604, potem Fv 334, a w końcu
wąską bezimienną aż na parking, z którego można pod lodowiec dostać się
łódką przez jezioro lub pieszo przez nadbrzeżne skały.
My oczywiście ambitnie wybieramy tę drugą opcję!
Z daleka widzimy już wielki jęzor!
Niestety – leje!
W tych warunkach łatwo pośliznąć się na mokrej skale... Niby lipiec, ale
nie byłoby fajnie skąpać się w tym jeziorze polodowcowym, brrr
Na szczęście są ułatwienia.
W końcu na szczęście przestaje padać, jest jednak nadal szaro-buro, a mimo wszystko – pięknie!
Już coraz bliżej, hurra!
Teraz widać, jak jest potężny!
Świetnie wyglądają zorganizowane grupy wędrujące po lodowcu.
Z radości każda z nas wyczynia różne tańce i wygłupy
Oczywiście obowiązkowo „zbioróweczka”
Jego błękit, a nawet szafir jest absolutnie fascynujący! W szczelinach
widać też krople, ilustrujące nieustanny, szybki proces jego topnienia.
Jeszcze 10 lat temu sięgał do jeziora, teraz utopiło się ze 100 metrów!
Filmik z lodowca, tradycyjnie urwany wyczerpaniem się baterii: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015LodowiecNigardsbreen#6220071514654017634
W drodze powrotnej obserwujemy grupę wyruszającą kajakami na jezioro – fajnie mają! I bardzo malowniczo wyglądają!
My natomiast bardzo zgłodniałyśmy, wyszukałyśmy więc w bagażniku co się tam ostało, a były to buraczki
Smakowały wybornie na tle lodowca
Wróciłyśmy po przyczepę i pojechałyśmy dalej drogą 55 biegnącą przez
najwyższe góry Norwegii - Jotunheimen. Droga ta, zwana drogą przez dach
Norwegii, uchodzi za niezwykle malowniczą, jest wpisana z tego powodu
na listę światowego dziedzictwa Unesco. Chciałybyśmy też wejść na
najwyższy szczyt tych gór, a więc i całej Norwegii - Galdhøpiggen
Bardzo nas więc cieszą te przebłyski słońca, które obserwujemy po drodze. Dają nadzieję na poprawę pogody.
Jednak im wyżej tym ściślej otaczają nas chmury...
Dojeżdżamy w końcu do sporego parkingu na wys. ok. 1200-1300 m npm., na
którym zatrzymujemy się na noc. Czeka nas tu wspaniała niespodzianka –
węzeł sanitarny ma tu nie tylko ciepłą wodę, ale i centralne ogrzewanie.
Wziąwszy pod uwagę otaczającą nas temperaturę 7°C jest się z czego cieszyć!
Rano z pobliskiego wzgórza robimy serię zdjęć...
… I jedziemy dalej. Nie wiem, czy to norma w Norwegii w połowie lipca,
ale my tego dnia mamy raczej ferie zimowe niż letnie wakacje!
Zobaczcie!
Tunele śnieżne, śnieg wszechobecny i...
...iiiiiiii... narciarze!!! Nawet ratraki w akcji!
Widzimy grupkę wybierająca się na trekking.
Zazdrościmy im, ale czasu mamy już niewiele, planów dużo więc
postanawiamy zrezygnować z wejścia na najwyższy szczyt Norwegii przy tej
pogodzie
Gdyby widoczność była dobra, nie odpuściłybyśmy! Ale wchodzenie tylko dla „zaliczenia” to nie po naszemu.
Z drogi 55 skręcamy w drogę 15, zwaną Drogą Orłów, w stronę ponoć najpiękniejszego fiordu Norwegii - Geiranger.
Po drodze mijamy trochę ładnych miejsc.
Ale pogoda nas załamuje...
Czy uda nam się zobaczyć urodę tego najsłynniejszego fiordu?
Niby tu się te chmury zaczynają strzępić, ale ileż to razy już nas łudziły nadzieją??!!...
Wszystkie zdjęcia: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015LodowiecNigardsbreen
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz