I co? Udało nam się zobaczyć Geiranger? Jak myślicie?
Tak! Udało się!
Nie w blasku słońca, jak chciałybyśmy, ale pod puchową kołderką też się ładnie prezentował!
Zgadzacie się?
Po drodze sztuka norweskiego kamuflażu Ile domków widzicie?
I wracamy nad Geiranger.
Te statki stąd nie wydają się tak duże, jakie są w rzeczywistości
Chciałyśmy się tu gdzieś zatrzymać na nocleg albo chociaż na
rozejrzenie się spokojne. Ale wszędzie był taki tłok, że nawet zatrzymać
na zdjęcia się nie dało! Ci wszyscy ludzie ze statków, z autokarów, z
samochodów, kręcili się wśród sklepików i straganów. Parkingi
zatłoczone, wszędzie zakaz zatrzymywania się, bo droga wąska...
Generalnie - masowy przemysł turystyczny!
Atmosfera miejsca przypominająca Krupówki przytłaczała nas tak bardzo, że czym prędzej pojechałyśmy dalej!
W pobliżu był następny punkt widokowy na fiord i wieś Geiranger
Dojechałyśmy do Eidsdal na przeprawę promową...
… a potem już rzut beretem do Valldal, gdzie zatrzymałyśmy się na ślicznym kempingu Muri Muri.
Jeszcze krótki spacerek nad Tafiord.
Chmury coraz bardziej się strzępiły, przeświecało gdzieniegdzie słońce.
I nawet pojawiła się tęcza, którą uznałyśmy za dobry znak
Poranek wstał przepiękny!
Zaczęłyśmy więc leniwie się krzątać, rozkoszując się miejscem, ciepłem i słońcem
Przed wyjazdem na wycieczkę załatwiamy sobie możliwość pozostawienia
tu przyczepy do wieczora (nieodpłatnie) i ruszamy na Drogę Trolli.
Po drodze trafiamy nad burzliwy wodospad o nieznanej mi nazwie...
… jest pięknie!
W końcu dojeżdżamy do Drogi Trolli. Na punkt widokowy trzeba podejść kilkaset metrów specjalnym pomostem...
...żeby zobaczyć taki widok.
Oczywiście lansik...
zdjęciowo...
i filmowo: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015GairangerDrogaTrolliIDrogaAtlantycka#6220633223020560994
Widok na ostatnią platformę widokową i dolinę z pobliskiego wzgórza
Z dołu kamienie pełniące funkcję barierek wyglądają ślicznie, jak szydełkowe pikotki
Na wszelki wypadek jechałam ostrożnie, ale żaden troll mi na drogę nie wybiegł... szkoda
Dzień był jeszcze wczesny, pogoda piękna, postanowiłyśmy zmienić
pierwotne plany i zamiast następnego dnia, już dziś pojechać dalej – na
Drogę Atlantycką.
Wkrótce widzimy pierwszy ładny most, ale to jeszcze nie Droga Atlantycka. Robimy sobie przy nim obiad.
Najedzone jedziemy dalej... i jedziemy... i jedziemy... ale gdzie te mosty?.. widoki?..
Wreszcie widzimy brzeg morza usiany dziesiątkami, setkami wysepek.
I dopiero po ok. 80 km od mostu, gdzie jadłyśmy obiad był ten najsłynniejszy i właściwie jedyny interesujący most!
Poniżej taka panoramka – żarcik (co za żarcik? - odpowiedź w galerii na Picasie)
Przeszłyśmy się turystycznym chodnikiem...
fot. Bożena
I przejechałyśmy się jeszcze kawałek, ale wkrótce postanowiłyśmy wracać.
Czułyśmy się zawiedzione Drogą Atlantycką. Jeden ciekawy most nie
czyni atrakcji wartej przejechania ponad 200 km, w tym 2 promy. No
chyba, że ma się ją na swojej trasie, a nie - jak my - jedzie się
specjalnie dla niej.
Najciekawiej wygląda ona zapewne z góry albo gdy morze jest wzburzone i fale przelewają się przez drogę.
W drodze powrotnej płyniemy z Molde do Vestnes.
Przestawiamy przyczepę 200 metrów od kempingu Muri Muri nad Tafiord.
Podczas tej operacji dyszel przyczepy spadł na nogę Dani powodując
bolesne stłuczenie. Na szczęście noga nie została złamana, ale skutki
tego zdarzenia Dani odczuwała jeszcze długo.
Tego wieczora jest sucho więc rozkładamy namiot, w którym będą spać Dani i Karina.
Na koniec, już po północy (widzicie, jak jest jasno?), rozsiadamy
się na imprezkę. Jest już chłodno więc opatulamy się śpiworami. Za to
piwo jest dobrze schłodzone
Nie pisałam do tej pory, bo zapomniałam, ale na tym etapie już jakiś czas wiem, że z moim samochodem jest coś nie tak
Początkowo, kiedy poczułam niepokojący objaw udawałam, że mi się wydaje.
Ale kiedy to się znów pojawiło po raz drugi, a potem trzeci – przestałam mieć wątpliwości.
Ku mojemu zdumieniu, domyśliłam się nawet co to może być. Sprzęgło!
Ślizga mi się sprzęgło. Tak przygotowywałam samochód, żeby nie było
awarii, a tu jednak!
Na razie nie zaprzątałam sobie tym zanadto głowy, bo pamiętałam, że
podczas naszej wcześniejszej podróży do Włoch, jeszcze z mężem, skodą
Felicją (i z inną przyczepą) też mieliśmy taką awarię, ale bez problemów
wróciliśmy wtedy do Polski przejeżdżając przez całe Włochy (byliśmy w
Neapolu) i przez Alpy. Dopiero w Niebylcu koło Rzeszowa skodzina nie
dała rady wjechać z przyczepą na tamtą górkę. Odpięliśmy więc przyczepę,
bez której wróciliśmy własnym samochodem do domu i zanim oddaliśmy go
do warsztatu jeździliśmy jeszcze jakiś czas.
Pomyślałam więc – damy radę. Na jednym z parkingów, gdzie
spotkałyśmy polskich TIR-owców zapytałam, jak oceniają moją sytuację i
czy mogą mi coś poradzić?
Powiedzieli – proszę jechać na niskich biegach, powoli przyspieszać i
spokojnie jechać. I będzie dobrze. Bardzo mi się podobały te słowa, tym
bardziej, że po wcieleniu ich w życie niepokojące ślizgi ustąpiły!
Hurra
Jeszcze tylko 2 dni będzie nas pięć... Karina i Wanda mają wykupiony
na 19 lipca lot z Alesund do Polski. Dla nich kończy się wkrótce
norweska przygoda
Ale to w następnym odcinku.
Tymczasem zapraszam do galerii, gdzie jest też trochę innych zdjęć: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015GairangerDrogaTrolliIDrogaAtlantycka
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz