Podobno to bardzo widokowa trasa.
Rzeczywiście – potwierdza się, nieprawdaż?

Ale zanim zjechałyśmy nad fiord trafiłyśmy na nadzwyczajny poziomkowy urodzaj i nie przepuściłyśmy okazji!

fot. Wandy

Nad fiordem oczywiście musi być sesja foto



Idziemy do malutkiego kościółka z 1858 roku w Ulvik.
I pojechałyśmy dalej wzdłuż fiordu, aż trafiłyśmy na ten znak.

fot. Dani
Obok niego znajdowała się informacja, że dalsza część drogi jest prywatna i płatna – 50 koron (25 zł).
Chwilę się wahałyśmy, czy chcemy tam jechać, ale stwierdziłyśmy – skoro z dołu fiord tak pięknie wygląda, to jak musi wyglądać z góry! Dla tych widoków każda z nas zdecydowała się szarpnąć


I tu opiszę procedurę zapłaty – dość powszechną w krajach skandynawskich (choć już, niestety, poza centrami turystycznymi...

Otóż należało wziąć druczek i kopertę z jednej skrzyneczki, wypełnić rubryki dotyczące samochodu, włożyć druczek i 50 koron do koperty, a tę umieścić w drugiej skrzyneczce, z której można było bez trudu wyjąć koperty wraz z zawartością.
To takie piękne, móc zaufać innym ludziom! Wiedzieć, że postąpią honorowo... Spotkałyśmy się z podobnymi procedurami także w innych miejscach Norwegii (a wcześniej i w innych krajach).

fot. Dani
Procedury dopełniłyśmy i rozgadane ruszyłyśmy w drogę pełne oczekiwania na zapierające dech w piersi widoki.
Początkowo droga, choć wąska i kręta nie wyróżniała się niczym od wielu innych dróg górskich. Ale im wyżej, tym było bardziej stromo, przepastnie i bardzo wąsko.
W samochodzie wszystkie najpierw ściszyłyśmy głos, potem całkiem zamilkłyśmy, aż w końcu miałam wrażenie, że nikt – włącznie ze mną – nawet nie oddycha!
Napięcie, jakie pojawiło się w samochodzie było wprost proporcjonalne do nachylenia drogi i strachu, co będzie, jeśli z naprzeciwka pojawi się inny samochód??! Tu nie ma żadnych mijanek, z jednej strony jest skała, z drugiej barierka, za którą jest przepaść!

fot. Dani
Stan barierek też wiele mówił


fot. Dani
W grobowej ciszy pokonałyśmy te kilka kilometrów (szkoda, że nie popatrzyłam na licznik, ale wydaje mi się, że ok 3 km), a gdy wyjechałyśmy wreszcie na przełęcz, gdzie było płasko i przestronnie i wysiadłyśmy z samochodu musiałam dłuższą chwilę poczekać, aż moje nogi przestały drżeć!

Mało tego – nie było stąd właściwie żadnych atrakcyjnych widoków!

Droga w dalszym odcinku była nieprzejezdna, zasypana śniegiem (12 lipca).

Po przechadzce po okolicy trzeba jeszcze wrócić...
Nasza droga z odcinka powyżej

fot. Dani
W skupieniu, na niskim biegu, żeby nie przegrzać hamulców, powoli, powoli zjechałyśmy na parking. Ufff
Na koniec doczekałam się oklasków jak pilot samolotu po bezpiecznym lądowaniu!


Z perspektywy całej podróży po Norwegii mogę napisać, że stres związany z przejazdem drogą z Lindesnes do Stavanger (odc. 2 http://jolaryd.blogspot.com/2015/11/lindesnes-i-stavanger.html ) wynikał z tego, że nie jeździłam dotychczas z przyczepą tak krętymi i stosunkowo wąskimi drogami (nawet w Albanii były szersze!) i obawiałam się sytuacji, że zza zakrętu wynurzy się inny pojazd z przyczepą, a ja będę zmuszona wycofać zestaw do mijanki. I chociaż cofanie zestawem praktykowałam wielokrotnie to na pewno nie mam w tym takiej precyzji i swobody, jak kierowcy ciężarówek. Ta obawa towarzyszyła mi potem na wielu drogach Norwegii, szczególnie na południu. Na szczęście najtrudniejszy scenariusz się nie sprawdził i do mijanki nie musiałam wycofywać, choć jedno szczególne cofanie opiszę za jakiś czas
Natomiast ta opisana powyżej droga była najtrudniejsza ze wszystkich, którymi dotychczas jeździłam! Na szczęście jechałam tam bez przyczepy.
No dobrze... zjechałyśmy nad fiord więc po tych mocnych przeżyciach czas – dla złapania równowagi


fot. Wandy
Jest pięknie!



Po nasyceniu się widokami i relaksem jedziemy dalej. Następny w programie jest dziś wodospad Steinsdalsfossen wyróżniający się wśród innych wodospadów tym, że można przejść pod nim.



I filmik urwany wyczerpaniem się baterii https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015UlvikBergenDrogaSniezna#6216710617318220482
Tu też znajduje się "centrum trollowe" więc urządzamy sobie sesję z tymi skrzatami.

Następnie jedziemy do Bergen. Słyszałyśmy, że to norweska stolica deszczu, a my mamy taką piękną pogodę!
Ale do Bergen było daleko – wystarczająco, żeby tradycji deszczowej stało się zadość wrrrr!
Słynny targ rybny w Bregen


Po naszemu też można zamówić – szkoda, że ceny całkowicie nie nasze


Zabytkowa dzielnica Bryggen z pięknymi domami kupców hanzeatyckich.




Potem był już tylko późny powrót do przyczepy.
Tradycyjnie zapraszam do całej galerii: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Norwegia2015UlvikBergen
... oraz na ciąg dalszy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz