piątek, 8 maja 2015

I przyszedł czas na Tatry...

... a jak to było z innymi niż Bieszczady górami w naszym życiu?...

Sudety? Bardzo lubiliśmy, ale to tak daleko od nas... (o krótkim epizodzie w Sudetach - Śnieżka, Skalne Miasta - pisałam w "czeskim odcinku")
Tatry? To dla taterników! My za cienkie Bolki do takich gór jesteśmy...
Beskidy? Jakoś tak "nie istniały" dla nas za bardzo..., sama nie wiem, dlaczego?... :roll:

Ale na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas! :D


Tatry z rajskim wstępem! :D

Na majówkę 2002 pojechaliśmy pierwszy raz na Słowację, m. in. do Słowackiego Raju, ale to był wyjazd bez Piotrka, który kończył wtedy bardzo pilny projekt, a takich wyjazdów tu w ogóle nie opisuję.
Wspominam o tym dlatego, że Słowacki Raj bardzo nam się spodobał i wiedziałam, że muszę tu kiedyś wrócić z Piotrkiem.

Udało się to dopiero w 2008 na "weekend niepodległościowy"

Najfajniejsze w Słowackim Raju są stupaczki! Tam się przynajmniej nie boję! :D




Łańcuchy też mogą być!...


...i łażenie po strumykach!...


...ale włażenie na te wielkie drabiny, a w szczególności schodzenie z nich na górze, gdy nie ma się czasem za co złapać - masakra!!!



(12 zdjęć z tego dnia: https://picasaweb.google.com/108819879920839410136/SOwackiRaj9112008 )

Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się w tatrzańską Dolinę Staroleśną zobaczyć Vodopady Studeneho Potoka :)

Najpierw zdobyliśmy Hrebienok


Doszliśmy do wodospadów...



...i poczuliśmy, że to za mało!
Zatem po analizie mapy


Poszliśmy w głąb doliny



Aż późna pora zmusiła nas do odwrotu!


(reszta zdjęć: https://picasaweb.google.com/108819879920839410136/DolinaStarolesna10112008 )

Ale bakcyl delikatnie został połknięty! Te ogromne, monumentalne skały, które nas otaczały i niespodziewanie łatwy szlak (kto by pomyślał, że w Tatrach bez liny można się poruszać! :lol: ) sprawiły, że następnego ranka też stanęło na Tatrach.
Czasu było niewiele, bo trzeba jeszcze dojechać do domu, więc za cel wyznaczyliśmy Popradzki Staw.
Poszliśmy szlakiem przez las bez oszałamiających widoków...




...aż dotarliśmy nad staw



A to, co nas tam spotkało, to było dopiero coś!!!
Bliskie spotkanie z niedźwiedziem!!!



Krążył wokół schroniska, próbując zejść do śmietnika, ale z jednej strony budynku gospodarze zagrodzili mu przejście jakimiś blachami i drutami



z drugiej zaś strony murek był na tyle wysoki, że miś nie miał odwagi zaryzykować zeskoku!






I dzięki temu mieliśmy 20-minutową, bezpieczną sesję fotograficzną z niedźwiedziem na wyciągnięcie ręki! :jupi:

Pozostałe zdjęcia z tego spotkania https://picasaweb.google.com/108819879920839410136/SpotkanieZNiedzwiedziemNadPopradskimStawem11112008#


Na wiosnę 2009 roku dzwonią do nas przyjaciele mojego brata z Zakopanego:
- Wiemy, jak lubicie chodzić po górach, wyjeżdżamy w maju na 2 tygodnie, możemy Wam zostawić klucze, czujcie się swobodnie!

Ha! Na skrzydłach polecielibyśmy, ale ta głupia praca! Wiecznie trzyma człowieka na uwięzi! :zly:

Na szczęście klasy maturalne już skończyły szkolną edukację, dzięki czemu poniedziałek zrobił mi się wolny :jupi: (dla zgorszonych - płacą mi wtedy proporcjonalnie mniej!)
Udało się wygospodarować 3 pełne dni! Hurra! :jupi:

Wiele wieczorów spędziłam przy kompie, szukając informacji, gdzie takie tatrzańskie żółtodzioby mogą się bezpiecznie udać? :hmmm: (wtedy właśnie znalazłam stronę góry-szlaki i dodałam do ulubionych, jednak forum nie zauważyłam)


Jak na prawdziwą stonkę przystało na pierwszą wycieczkę wybraliśmy co?!...

Giewont, oczywiście! :D


Kuba zabrał swoją ówczesną dziewczynę, do Agatki Rafał dojechał w niedzielę po nocnej zmianie.

Poszliśmy Doliną Strążyską












Schodziliśmy Doliną Małej Łąki






(Reszta zdjęć https://picasaweb.google.com/jolaryd/Giewont23052009# )

Na drugi dzień zaplanowane były Tatry Zachodnie.
Wersja pesymistyczna - Grześ,
wersja optymistyczna - Wołowiec.

A tu okazało się, że nawet wersja pesymistyczna jest zagrożona - po Giewoncie po prostu umarliśmy! Zakwasy nie dały zrobić kroku bez bólu! :lol:

Twardzi jednak byliśmy i na Grzesia się dowlekliśmy!

Jedynie Agatka, zmotywowana przez Rafała, który świeży i wypoczęty przyjechał rano z Krakowa, uratowała nasz honor i zdobyła Wołowiec!
(Agatko, wrzuć zdjęcie z Wołowca, jak masz pod ręką )











Piotrek zmordowany uciął sobie drzemkę! Dla niego nie było okoliczności, w których to byłoby niemożliwe :)


Po drzemce i humorek wrócił :)


Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/jolaryd/TatryZachGrzes24052009# )



Na trzeci dzień, dzień powrotu do domu, zaplanowany był pierwszy w życiu wjazd kolejką na Kasprowy, dojście do Czarnego Stawu Gąsienicowego przez Przełęcz Liliowe i zejście na dół przez Dolinę Jaworzynki.

























Zejście Doliną Jaworzynki


Reszta zdjęć z tego dnia: https://picasaweb.google.com/jolaryd/HalaGasienicowa25052009#

 


Ostatni odcinek z Tatrami w roli głównej

Wyjazdów w Tatry, w których brał udział Piotrek było jeszcze 3.

W 2009 roku pojechaliśmy na spotkanie klubowe GS na Czerwonych Wierchach. Była piękna pogoda, bardzo wesołe towarzystwo, rozległe widoki po horyzont - bajka! Bardzo miło wspominaliśmy zawsze tę wędrówkę!
Był wtedy też z nami Kuba.













(zdjęcia z tego dnia: https://picasaweb.google.com/jolaryd/CzerwoneWierchy4102009 )

Na sylwestra 2010/2011 pojechaliśmy w 3 pary do Małego Cichego. Wiele się po górach nie nachodziliśmy, ale na Rusinowej Polanie bez specjalnych widoków (:( ) byliśmy





Zaparowanym obiektywem uwieczniona herbatka przy kościółku na Wiktorówkach.



A Nowy Rok spędziliśmy na Gubałówce, gdzie większość z nas weszła piechotką, a Piotrek wjechał kolejką.



Ładny wieczór nam się trafił





Następnego ranka jeszcze super-ślizgi ze stoku zaliczamy :D i wracamy do domu



Wszystkie zdjęcia z tego wyjazdu: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Sylwester20102011


I ten ostatni wyjazd... Bardzo sentymentalny...

Pisałam o nim na forum i nawet posłużę się kilkoma cytatami :)
( http://www.goryszlaki.hekko.pl/viewtopic.php?t=6376 )

Już jakiś czas marzył nam się rodzinny wyjazd w góry, jak za dawnych dobrych lat… Ale trudno znaleźć czas, bo każdy już dorosły i ma swoje obowiązki, przybyło nas, a przede wszystkim - jak jechać w góry, skoro Piotrowi nie wolno się męczyć, nie ma mowy o zdobywaniu szczytów?!

Ale – zgodnie ze swoją dewizą życiową „kto chce – szuka sposobu, kto nie chce – szuka powodu” szukałam, szukałam i znalazłam :D

Najlepszą lokalizacją na bazę wydała mi się Stara Roztoka, tam więc zamówiliśmy noclegi.



Pierwszego dnia Piotrek wjechał kolejką na Kasprowy Wierch, a my weszliśmy przez Myślenickie Turnie. Na szczycie Piotrek miał zadecydować, czy zejdziemy przez Goryczkowe Czuby, czy przez Halę Gąsienicową. Wybrał Czuby, bo dzień był piękny, a szlak wydawał się dosyć "równy"
Na Kasprowym








Zejście do Hali Kondratowej było jednak bardzo trudne dla zastanych nóg, więc noc nas zastała przy schronisku.

Ale wróciliśmy bezpiecznie do Roztoki :)
(zdjęcia z tego dnia https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/TatryGoryczkoweCzuby111111# )

Drugiego dnia rankiem dołącza do nas Rafał i ruszamy do Doliny 5 Stawów. Piotrek dłużej wyleguje się w łóżku, bo dziś idzie asfaltem (choć chcieliśmy, żeby pojechał zaprzęgiem) nad Morskie Oko, gdzie my dotrzemy przez Świstówkę.





Nad Morskim Okiem spotykamy się z Piotrkiem, nad Czarny Staw – idą Agatka z Rafałem i kilku GSów, a ja z Piotrkiem, Iwonką i Kubą obchodzimy Morskie Oko dookoła, obserwując zachodzące słońce.



Potem posilamy się nieco w nareszcie odblokowanym przez tłumy schronisku i w świetle księżyca romantycznie, parami, powoli wracamy do Roztoki.


(reszta zdjęć https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/TatryDolina5Stawow12112011 )

Na trzeci dzień plan jest taki: Piotrek wraca na parking (na słowackiej stronie) i podjeżdża na Wierch Poroniec, skąd lajtowym zielonym szlakiem idzie na Polanę Rusinową.

Idziemy razem asfaltem...


My z asfaltu odbijamy na czerwony szlak, którym przez Waksmundzką Rówień dochodzimy na Gęsią Szyję. A stamtąd na Rusinową Polanę.








Sami byliśmy pod wrażeniem naszej synchronizacji, gdy w tej samej minucie Piotrek wynurzył się z lasu, a my weszliśmy na Polanę od strony Gęsiej Szyi!





(zdjęcia https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/TatryGesiaSzyja13112011# )

To był naprawdę weekend o jakim marzyliśmy – udało nam się wiele czasu spędzić razem uwzględniając indywidualne preferencje, możliwości i oczekiwania.
Przy tym kwitło życie towarzyskie, a pogoda okrasiła te dni pięknym światłem i ciepłymi promieniami słońca.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz