poniedziałek, 25 maja 2015
Początki i preferencje.
Po wspomnianej, demaskującej wszystko , randce na basenie, nastąpił krótki okres codziennych randek, po czym 1 stycznia Piotrek poszedł na rok do wojska. Początkowo był w Ełku, czyli na końcu świata, ale po 3 miesiącach przeniesiony został do Dęblina, skąd prawie w każdy piątek, po wyjściu dowódców do domu, samowolnie opuszczał koszary i jechał na randkę do domu. Wracał w niedzielny wieczór. Został przyłapany tylko raz, dostał tzw. ZOMZ (zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania) na tydzień, po czym wrócił do swoich niecnych praktyk
Pod koniec służby zapadła decyzja o ślubie, który wzięliśmy w 25. rocznicę pierwszego lotu człowieka w kosmos (my polecieliśmy w swój własny ), czyli 12 kwietnia.
Potem urodziła się Agatka,
następnie Kuba
i po 4 latach byliśmy w komplecie.
Ja początkowo pracowałam w wojskowym ośrodku badawczym (to właśnie tu śmigałam czołgiem po poligonie, prowadząc go!), potem w Hucie, ale od początku ustaliliśmy nasze priorytety – najważniejsza jest rodzina! Poszłam więc na urlop wychowawczy (bezpłatny) do czasu, aż Kuba skończył 3 lata i poszedł do przedszkola. W sumie byłam kurą domową przez 6 lat. Piękny okres! Aby podołać finansowo kupiliśmy odkurzacz do czyszczenia dywanów na mokro (wtedy nowość) i chodziliśmy po domach, świadcząc usługi.
W tym czasie świat (polski) stanął na głowie, wszędzie zwalniali pracowników, rozpadały się przedsiębiorstwa, Piotrek stracił pracę, a ja się uparłam nie wracać do kieratu w kombinacie, tylko koniecznie chciałam zostać nauczycielką, co na stałe udało mi się w końcu dopiero w 1995 roku. Ciężki to był czas.
Drugi nasz ważny priorytet to wakacje. Wakacje muszą być naprawdę! Czyli nie jest to laba od szkoły, ale wyjazd całej rodziny z domu. Gdziekolwiek, ale tak, żeby być cały czas ze sobą i żeby była przygoda! (do dziś, gdy ruszamy z parkingu pod blokiem na jakąkolwiek wycieczkę, lubimy krzyknąć gromkim głosem: "Ahoj, przygodo!")
Bo w domu zawsze będzie – idźcie się same pobawić, bo są ogórki do ukiszenia, dywany do wytrzepania itp.
Na wakacje muszą się znaleźć pieniądze!!!
I było tak, że przez rok nasza szafa była śmiałą konstrukcją inżynierską, składającą się z kilkunastu kartonów otworami zwróconych w bok, wzmocnionych drewnianymi listewkami. I było tak, że przez 5 lat na nowym mieszkaniu nie mieliśmy żadnych wewnętrznych drzwi, jedynie do wc i łazienki itp., zanim udało się na nie odłożyć kasę. I takie przykłady można by mnożyć i mnożyć.
Ale wakacje – krótsze lub dłuższe - były zawsze! Każdego roku!
Zamiłowania do włóczęgi i poszukiwania przygód nie wyssaliśmy raczej z mlekiem matki, choć kto wie, skoro moja szalona mama pożyczyła kiedyś 2-osobową „psią budkę” i autobusem zabrała czwórkę swoich dzieci nad jezioro sprawiając im najlepsze w życiu wakacje. Piotrek co najwyżej jeździł z mamą i bratem na wczasy z FWP (Fundusz Wczasów Pracowniczych).
A my pierwszy raz pojechaliśmy pod namiot z 2-letnią Agatką, gdy byłam w 4 miesiącu ciąży z Kubą. Był to tylko weekend, niedaleko od domu, ale bakcyla połknęliśmy! 2 zdjęcia z tego wyjazdu są tak marne, że nawet ich nie skanowałam.
Potem był wyjazd na tydzień nad Tanew w Ulanowie z półtorarocznym Kubą – dalej baliśmy się wyruszyć z tak małym dzieckiem. Było codzienne pranie pieluch tetrowych, bo o pampersach dopiero słyszeliśmy, że gdzieś w świecie takie istnieją.
A od 1992 roku rozpoczęła się era Bieszczadów, która (w ostatnich latach w zmienionej nieco postaci) trwa do dziś – 21 lat!
Ale o tym będzie w następnym odcinku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz