piątek, 15 maja 2015
Nasze podróże małe i duże - Na dobre i na złe! Południe Europy 2011
Została mi do opisania ostatnia podróż zagraniczna. Z tych większych, bo bywała jeszcze Słowacja - Słowacki Raj lub Tatry, ale o tym być może wspomnę w górskich motywach, a może pominę - przecież i tak nie opowiem o wszystkim
Dziś będzie chyba bardziej sentymentalnie, niż dotychczas...
Bo to był prezent, jaki sobie ufundowaliśmy w nagrodę!
Na dobre i na złe!
25 lat razem na dobre i na złe. Razem. Nie obok siebie. Naprawdę razem!
W domu i na wakacjach.
Na zakupach i na imprezach.
I nasze dzieci - kawał dobrej roboty! Będą z nich ludzie!
Choć nie zawsze w pełnej zgodzie, nie idealnie, o czym jeszcze będę pisać, ale zawsze blisko siebie.
Należała się nam ta nagroda!
Rozważaliśmy mnóstwo pomysłów, bo jak tu się zdecydować, skoro podróż jedna, a marzeń tysiąc?
Wiadomo było jedno - to musi być na południe, do ciepłych krajów! Piotrek kochał upały! Zawsze lepszy był upał niż jego brak
Oto, co się "urodziło":
Pierwszym celem była Droga Transfogaraska w Rumunii.
oraz miasteczko Curtea de Argeş, w której szczególne wrażenie zrobiła na nas cerkiew metropolitarna ze ślicznie skręconymi wieżyczkami. Wrażenia dopełniała piękna, starocerkiewna muzyka, która dyskretnie się sączyła z głośników na całym cerkiewnym terenie. Doskonały pomysł!
(zdjęcia: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Rumunia1012072011?noredirect=1# )
Potem przejazd przez Bułgarię i zwiedzanie...
Monastyru Rylskiego
Monastyru Rożeńskiego
I Piramid Melnickich
Zdjęcia z Bułgarii: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/BuGaria1214072011?noredirect=1
Zarówno rumuńskie jak i w szczególności bułgarskie góry tak mi się podobały, że koniecznie będę chciała tam wrócić i pochodzić po nich.
Potem była Grecja, czyli:
Klasycznie - Akropol (nutka zawodu- mały nam się wydał)
Meteory (zachwyciły)
Zmiana warty pod parlamentem:
polecam ten półminutowy filmik: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Grecja1420072011?noredirect=1#5643678545023683970
Normalnie akademia bardzo(!) śmiesznych kroków!
Mniej klasycznie - Kanał Koryncki, który zrobił na nas duże wrażenie!
Wąwóz Enipea w Masywie Olimpu
Całkiem nieklasycznie, czyli tak, jak lubimy najbardziej - wycieczka dookoła Olimpu i sałatka grecka w malutkim, zupełnie nie turystycznym miasteczku Kokkinopilos.
Potem była Albania, na którą bardzo sobie ostrzyliśmy apetyt!
Kraj, o którym niewiele się słyszało, a jak już, to bardzo skrajne opinie. Nie wiadomo było, czego się spodziewać?
Muszę więc opowiedzieć o naszym pełnym stresów wjeździe do tego kraju!
Na granicę grecko-albańską dojechaliśmy chwilę przed zachodem słońca.
Czekając w długiej kolejce na odprawę szwendamy się dookoła.
Uderza nas taki obrazek.
Stoi ciąg niewielkich pomieszczeń, a w nich oddziały banków (również znanych nam, np. niemieckich), kantory, sklepiki. A w nich stoją biurka, krzesła, szafy, komputery - normalka. Obok nich zaś łóżko w pościelą! W prawie każdym pomieszczeniu! W niemieckim banku też! Zabawny widok, niecodzienny. Żeby chociaż gdzieś na zapleczu...
No dobra - doczekaliśmy się, przekraczamy granicę. Czeka nas ok 30 km wąską drogą przez góry do Sarandy. Wyjeżdżamy kawałek dalej (jest już ciemno) i widzimy wysoko w górze dwa wielkie pożary! Ewidentnie płoną lasy na zboczach gór. Stres... - czy droga jest przejezdna? My przecież te góry mamy przekraczać.
Ale widzimy, że ruch w obu kierunkach na drodze przebiega intensywnie, znaczy, że chyba możemy jechać. Choć cały czas w lekkim stresie - przekraczamy w końcu góry bez komplikacji.
Wjeżdżamy do Sarandy. Jest ok. 23.30. Na ulicach jest taki ruch, że jesteśmy przekonani o jakimś święcie w mieście. Trudno się przebić z przyczepą w wąskich uliczkach pozastawianych samochodami, gdzie się da i z ogromnym tłumem przewalającym się po ulicach. Sklepy otwarte, mnóstwo dzieci biegających itp.
Pytamy o jakiś kemping - nikt nic nie wie. Krążymy szukając jakiegoś miejsca, a w końcu wyjazdu z miasta - bez skutku. Brak drogowskazów w mieście i mapa w naszym GPSie z naniesionymi tylko najważniejszymi drogami Albanii sprawia, że udaje nam się to dopiero ok. 1.00 w nocy.
Gdzie my jesteśmy?! Co tu się dzieje?!
Zmęczeni już długą podróżą kierujemy się (za radą tubylca) w stronę Ksamilu. Tam ma być kemping.
Po drodze mijamy następny pożar, całkiem blisko zabudowań. Nikt nie gasi! . Po ok. 10 km przejechanych w całkowitych ciemnościach, bez zabudowań w pobliżu, w świetle reflektorów widzimy spokojnie idącą krowę! Jest ok. 1.30!
Znów myśl: Gdzie my jesteśmy?! Co tu się dzieje?! Co to za kraj?!
Okazuje się, że w Ksamilu nie ma żadnego kempingu! Co robić?! Na dziko się boimy w świetle tego, co tu zastaliśmy.
Idziemy do jakiegoś lokalu, gdzie widzimy ludzi. Jeden z klientów mówi po angielsku (uff). Pytamy, co nam radzi, dołącza się właściciel lokalu i mówi - stańcie tutaj na parkingu.
Ale przecież jest zajęty, stoją samochody.
Właściciel odwraca się do klientów, mówi coś do nich, wszyscy wstają i przeparkowują swoje samochody, robiąc nam miejsce, po czym spokojnie wracają do stolików.
Nareszcie możemy odpocząć!
Spędzamy tam 3 noce. Bardzo zadowoleni I z taką życzliwością spotykamy się w Albanii cały czas.
Mieliśmy tam wrócić...
W Ksamilu
Też z Ksamilu
W Sarandzie
Też w Sarandzie
"Wspinamy się" po tej drodze
Kruje - święte miejsce Albańczyków
Generalnie Albania to kraj niezwykłych kontrastów!
Zapraszam do galerii, gdzie je trochę pokazałam i opisałam: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Albania2024072011?noredirect=1#
Potem była Czarnogóra - kraj niewielki, prześliczny! Byliśmy tylko w części nadmorskiej.
Boka Kotorska
Pozostałe zdjęcia z Czarnogóry: https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Czarnogora2431072011?noredirect=1#
Na koniec była Chorwacja
Dubrownik
( https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/ChorwacjaDubrownik30072011?noredirect=1# )
Baćinska Jezera
W drodze do Rezerwatu Biokovo, do którego jednak nie dojechaliśmy
To jest piękne w podróżowaniu przyczepą, że można się zatrzymać, gdzie się chce i jeść albo spać w cudnych miejscach!
( https://picasaweb.google.com/101240905859008866043/Chorwacja16082011?noredirect=1# )
Z Chorwacji pojechaliśmy już prosto do domu, bo czas nam się kończył
Bardzo jestem szczęśliwa, że to marzenie o ciepłych krajach, tak wakacyjnie (a nie przy okazji pracy), leniwie i szwendacko udało nam się spełnić!
Był czas na zwiedzanie, na kąpiele morskie i słoneczne, na zwykły odpoczynek. I mnóstwo wrażeń, do których z radością wracaliśmy po powrocie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz