
Nastał poniedziałkowy poranek i wróciło napięcie...
Pierwotny plan był taki, że z Lofotów jedziemy na Nordkapp, skąd rozpoczniemy powrót albo przez Finlandię albo przez Szwecję.
Ale sprawy nie toczyły się zgodnie z planem i trzeba było je zmodyfikować...
Chociaż nie piszę o tym w każdym odcinku, po pierwszej radości, że wystarczy nie wrzucać „szóstki”, a z przyczepą „piątki”, a sprzęgło będzie pracowało normalnie, przyszła pewność, że normalnie nie będzie...
Przy każdym podjeździe, każdym rozpędzaniu zestawu czułam, że mój samochód nie jest tak silny, jak wcześniej. Wiedziałam, że nie powinnyśmy się już oddalać od domu.
Przedstawiłam więc dziewczynom pod rozwagę dwa scenariusze. Albo rezygnujemy z pozostałych planów i zaczynamy drogę powrotną albo jedziemy na Nordkapp, ale bez przyczepy. Zostawimy ją na kempingu w Moskenes i pojedziemy „na lekko” z namiotami.
Po naradzie wybrałyśmy tę drugą opcję. Najwyżej będziemy się później martwić.
Sprawdziłyśmy prognozę pogody – przez najbliższe 3 dni nad północną Norwegią świecić będzie słońce! Potem drastycznie zmieni się pogoda – będą chmury, deszcze i ziąb.
Natychmiast idę więc załatwić możliwość zostawienia przyczepy i udaje się to za bardzo przyzwoitą cenę 15 zł na dzień!
Z rana pakujemy się i ruszamy na najdalszy skrawek Norwegii i zarazem Europy.
Po nocnych ekscesach z poprzedniego odcinka śpimy długo, jemy śniadanie niemalże w porze obiadu i ruszamy w dalszą drogę – dzisiejszym celem jest najpiękniejsza plaża w Europie (ileż tych najpiękniejszych plaż ma ta Europa!?). Tak przynajmniej czytałam kiedyś w National Geografic. Jej urodę potwierdził adamek w swojej relacji.
Czyż możemy ominąć takie miejsce? To Uttakleiv w samym środku Lofotów.
W tym odcinku raczej nie będzie spektakularnych widoków, będą za to nasze silne emocje.
Cała podróż wydawała nam się czymś absolutnie nadzwyczajnym. Ale miejsce, do którego dojechać wkrótce miałyśmy nadzieję, ma w sobie jakąś szczególną magię...
Ale po kolei...