piątek, 6 listopada 2020

9-11.10.2020 Pielgrzymka bieszczadzka

 

Jakoś tak pod koniec wakacji zadzwonił szwagier i zapytał, czy chcę jechać w "płonące" Bieszczady, bo właśnie jedzie do Wetliny i będzie rezerwował noclegi więc rozpytuje wszystkich, żeby wiedzieć ile ma rezerwować. No ba! W Bieszczady zawsze! Termin pasuje więc decyduję się od razu. 

Pomysł spodobał się licznym wielbicielom Bieszczadów, bo ostatecznie pojechało nas 18 osób kilkoma samochodami. Do Ośrodka Szkolno - Wypoczynkowego Caritas Diecezji Sandomierskiej (fajne miejsce!) dojechaliśmy wszyscy w piątkowy wieczór dość późno więc spotkanie integracyjne było króciutkie. 

 

Rano śniadanie mieliśmy w cenie - bardzo wypasiony szwedzki stół - dzięki czemu zebranie się na wycieczkę było znacznie łatwiejsze i do zamówionych busów wszyscy stawili się punktualnie. Zostaliśmy zawiezieni do Mucznego, ponieważ plan na dziś to Bukowe Berdo, Tarnica, a o powrocie zadecydujemy na przełęczy pod Tarnicą w zależności od preferencji i formy uczestników. Ci w dobrym stanie i z niezaspokojonym apetytem na widoki wrócą przez Szeroki Wierch do Ustrzyk, a reszta zejdzie do Wołosatego. 

O samej wędrówce nie będę pisać, bo po prostu szliśmy, podziwialiśmy, zachwycaliśmy się i upajaliśmy widokami! Było pięknie, choć to raczej jeszcze nie był kulminacyjny moment corocznego "pożaru" Bieszczadów. Niemniej jednak było już bardzo jesiennie, kolorowo i przepięknie! 

Było też coś, czego w takiej skali doświadczyłam pierwszy raz, choć od 28 lat każdego roku byłam w Bieszczadach, często po kilka razy w roku. 

Tłumy! Nieprzebrane mrowie ludzi! Nieprzerwana ludzka rzeka! 

Zacznę od zilustrowania tej "pielgrzymki", bo była całkiem malownicza :)

Teraz trochę dowodów na to, że tam byłam ;) 

Siostrzyczki! :)

Nasza zgraja
Ciekawostka! Na Jeleniowatym (907 m n.p.m.) - szczycie w bezpośrednim sąsiedztwie Mucznego budują wieżę widokową. Nigdy tam nie byłam więc będzie szczególny powód, żeby się wybrać. Myślę, że Bukowe Berdo pięknie się będzie prezentować stamtąd.
No, a teraz już tylko uroda Bieszczadów w jesiennej sukni :)
Ostatecznie na przełęczy pod Tarnicą okazało się, że nikt nie chce schodzić w doliny i pozbawiać się tych rozległych pięknych widoków i wszyscy zgodnie poszliśmy Szerokim Wierchem do Ustrzyk. A tam, podczas delektowania się dobrze schłodzoną chmielową nagrodą ;) minęła nas oldskulowa grupa konna.

Uprzedzając ewentualne utyskiwania powiem tak... fajnie jest delektować się pięknym miejscem w samotności lub w nielicznym gronie. Też tak wolę i dlatego w ostatnich latach częściej jeżdżę podziwiać urodę jesieni w Beskidzie Niskim, gdzie pięknie wybarwionych drzew jest też mnóstwo, a ludzi nieporównanie mniej. 

Ale to, że w Bieszczady przyjeżdża tyle ludzi zachwycać się pięknem tego miejsca to przecież tylko radość. Sama ten tłum tworzę. Przestawiłam się więc psychicznie i nastawiłam przyjaźnie, bo w końcu to podobna wrażliwość przygnała nas wszystkich na te szczyty. Dzięki Bogu nie spotkałam hałaśliwych, prostackich turystów, z którymi obcować byłoby mi znacznie trudniej więc po prostu przyjęłam to, co jest i cieszyłam się chwilą! 

 

Drugi dzień wstał pochmurny i bardzo zamglony. Widoków zero. Nie było konkretnych planów grupowych poza wodospadem Szepit więc postanowiłam pójść na od dawna będący w moich planach Dwernik-Kamień. Ponoć jest z niego wspaniały widok na połoniny. Świetny dzień na sprawdzenie tego! :lol: :lol: 

Pomysł podłapali wszyscy, szczególnie, że szlak prowadził niemal z naszego hotelu. Początkowo kombinowaliśmy z rozstawieniem samochodów, żeby połączyć oba planowane punkty, bo leżą przy jednym szlaku, ale ostatecznie zwyciężyła inna, gorsza wg mnie opcja. Wejdziemy na szczyt i zejdziemy z powrotem tym samym szlakiem, zjemy obiad, a potem nad wodospad pojedziemy już spakowani, będąc w drodze powrotnej do domu.  Ok!

Ruszyliśmy delikatnie zamglonym lasem i dość szybko doszliśmy na szczyt.

Widoki ze szczytu :lol: :lol:

Po szczytowej sesji zdjęciowej coś nas z Agnieszką podkusiło, żeby wrócić inną drogą. Na maps.me widziałam wyraźne ścieżki pozwalające zrobić zgrabną pętelkę. Oznajmiłyśmy więc, że się odłączamy i mamy nadzieję, że na obiad zdążymy :) 

Chętnych do naszej wersji znalazło się wielu, co mnie mocno zestresowało, bo wiedziałam, że kreska na mapie, choć wyraźna, nie musi oznaczać równie wyraźnej ścieżki w terenie. Próbowałam zniechęcić towarzystwo i zasiać wątpliwości co do istnienia takiej trasy, uprzedzałam, że może się skończyć chaszczowaniem, skakaniem lub przechodzeniem przez strumienie albo inne tego typu atrakcje, ale nikt nie chciał zrezygnować! 

No to dostali czego chcieli! :twisted: 

Początek był bardzo obiecujący! Zeszliśmy do rozstaju szlaków i zmieniliśmy czerwony na zielony, który wiódł do wodospadu Szepit, do którego się wybieraliśmy, ale jeszcze nie teraz i nie tym szlakiem. Mieliśmy nim przejść jedynie kilkaset metrów i odbić w lewo. Zrobiliśmy to i nawet przez jakiś czas była słabo zarysowana ścieżka, która jednak wkrótce zniknęła (do "wychodka" była?) i już nie było wątpliwości, że jej tu po prostu nie ma. 

Zaczęło się mocne chaszczowanie połączone z ostrym schodzeniem ze zbocza. Na mapie widziałam, że najwyżej ok 200, 300 metrów od nas przebiegał szlak, którym przyszliśmy, wystarczyło tylko skręcić w lewo, ale jak to z facetami bywa - ani przez chwilę nie chcieli słychać baby, wiedzieli lepiej(?!) i parli na wprost. A że rozdzielanie się w lesie bez oznaczeń nie jest dobrym pomysłem - tym sposobem niemal całą drogę powrotną pokonaliśmy przez mokrą trawę do kolan, jeżyny po pas, gęste splątane krzaki i tego typu atrakcje, strumienie nas oszczędziły, nie stanęły na naszej drodze. Mnie to bawiło, ot, przygoda po prostu, będzie co wspominać, ale w poczuciu odpowiedzialności stresowałam się, czy nie zostanę w końcu zlinczowana...? 

Na szczęście niemal wszyscy dobrze się bawili, podziękowali mi za to, że spodziewali się nudnej, łatwej wycieczki tam i z powrotem prostym szlakiem, a nie było ani nudno, ani łatwo i do tego zrobiliśmy pętelkę! 

Niestety, podczas chaszczowania nie przyszło mi do głowy robienie zdjęć więc musicie sobie sami wyobrazić z opisu naszą drogę :D 

Doszliśmy w końcu do stokówki kilkaset metrów przed Nasiczem i do hoteliku dotarliśmy w sam raz na obiad.

Zjedliśmy, spakowaliśmy się i pojechaliśmy do Zatwarnicy, skąd ok 1,5 km poszliśmy nad wodospad Szepit.

Po powrocie do samochodów pożegnaliśmy się i każda załoga w swoim tempie wróciła do domów. 

W mojej ekipie była przewodniczka beskidzka Agnieszka i gdy zobaczyła cerkiew na wzgórzu i nazwę Smolnik skojarzyła, że to (jedna z trzech w Polsce) cerkiew bojkowska i nawet wymieniła charakterystyczne cechy tego typu budowli (wszystko zapomniałam! :cry: ). Oczy jej się zaświeciły z żądzy zobaczenia jej z bliska więc bez namysłu włączyłam kierunkowskaz. ;) 

Piękna jest! 

Teraz to Kościół Rzymskokatolicki pw. Wniebowzięcia NMP św. Stanisława Biskupa.

I tak skończyła się tegoroczna wędrówka bieszczadzka. 

Tym sposobem kolejny, 29 już rok z rzędu odwiedziłam góry, w których "wszystko się zaczęło", cała moja miłość do gór. 

 

Zdjęcia z pierwszego dnia

Zdjęcia z drugiego dnia

11 komentarzy:

  1. Doskonale znane mi trasy i miejsca:) Dwernik zdobywałyśmy z koleżanką, był koniec października i 90% liści z drzew już spadło. Szłyśmy szlakiem po pas w liściach:) śmiechu było co niemiara:) jakby która upadła, to druga by jej nie znalazła:)
    A wędrować w tłumie jednak nie lubię. Bywając w sezonie w Bieszczadach wybierałam mniej znane szlaki, np. Balnica lub Ruske, a te popularne poza sezonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam rok w Bieszczadach i bardzo mi się chciało tej przestrzeni, tych rozległych widoków, tego "oddechu". Te mniej popularne szlaki nie mają tego tyle. Tu było króciutkie podejście i niedługie zejście.
      Reszta to połoninowa bajka! Nawet mimo tłumów wybrałabym ją jeszcze raz.
      Ale jak mogę pojechać w Bieszczady częściej lub na dłużej to oczywiście wtedy połoniny nie w weekend odwiedzam :)
      Na Dwernik wrócę jeszcze przy lepszej pogodzie - może w październiku, żeby się zagubić w liściach, jak Wy? ;)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Znam te trasy, moim zdaniem Bukowe Berdo to chyba najładniejsza połonina ! Szedłem tam podczas rykowiska jeleni i widziałem dwa byki jak porykiwały do siebie z pewnej odległości (piękny widok! ) a w cerkwii w Smolniku miałem przyjemność brać udział w mszy w sobotni wieczór- tylko przy świecach !, bo nie ma tam prądu. Dzięki za przypomnienie ! Jak zawsze fajnie się czyta Twoje relacje. :) Do rychłego zobaczenia na szlaku !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleś, Zdzisiu "przywalił!". Jelenie na rykowisku... msza przy świecach w takiej cerkwi!
      No to są przeżycia! Chyba muszę pójść Twoim śladem. Coś wspaniałego.
      Dzięki za miłe słowa i do zobaczenia :)

      Usuń
  3. Widoki ze szlaku przecudne, ale na samym szlaku te tłumy, dawno nie widziałam tak licznych, ponoć w zeszłym roku w pierwszy weekend października też tak było; zazwyczaj podchodzimy na kamień z Nasicznego, i też raz skusiło nas dzikie zejście na stokówkę z drugiej strony góry; myślałam, że nogi połamię na usuwających się kamieniach, no i do tego niedźwiedzie kupy:-) ale atrakcja była:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może szliśmy Waszym śladem po tych bezdrożach ;)
      Myślę, że fama o tych "płonących" Bieszczadach dotarła już wszędzie i przyciąga te tłumy. Dodatkowo covidowe ograniczenia pchają ludzi "w naturę". No i mamy "pielgrzymkę" ;)
      Pozdrawiam serdecznie, Mario :)

      Usuń
  4. I dlatego ja jednak wolę Biesy "w tygodniu" i poza sezonem. Tak oczywiście masz rację, sami jesteśmy częścią tłumu więc nie utyskuje na to że tam tyle ludzi - po prostu, staram się wybierać takie pory by innych nie było. Choć to wcale nie jest proste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym tylko mogła, robiłabym jak Ty!
      Ale dopóki pracuję wszędzie dotyczą mnie tylko "najwyższe" sezony.
      Liczę na to, że już niedługo i za nieco ponad pół roku odzyskam wolność :)

      Usuń
  5. O rany, jakie tłumy! To ja jednak mam szczęście, że aż tak tłoczno nigdy tam nie miałem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja planuję wypad na Mazury :) Dzisiaj trafiłam na kanał elbląski rejs i chyba się tam wybiorę z rodziną w maju lub czerwcu. Myślę, że to będzie niemała atrakcja dla dzieciaków.

    OdpowiedzUsuń
  7. O rety ale tłumy. Jak tu odpoczywać w górach. Bieszczady i Tatry piękne, ale za tłumami nie przepadam. Wręcz nienawidzę. Bardzo lubię spokój ciszę. Zdjęcia przepiękne.

    OdpowiedzUsuń