środa, 27 maja 2015

Teneryfa, dzień 1. Szlak Zmysłów, góry Anaga




 

Noc była bardzo, nazwijmy to, rześka... Ok. 7°C! To ma być Teneryfa?! Afryka?!
Dobrze, że my z dalekiej północy, ze śnieżnej krainy przybywamy! I dobrze, że wiemy o takich temperaturach panujących na tych wysokościach, w tej części wyspy. Jesteśmy przygotowane i dobrze śpimy. 


wtorek, 26 maja 2015

Teneryfa 2015. Udało się!!!





*** Pamięci mojego męża... Myśl o tym, jak bardzo by się cieszył ze spędzenia kawałka zimy w tej ciepłej krainie nie opuszczała mnie ani na chwilę...

Udało się!!! 
Poleciałyśmy, spędziłyśmy czas (prawie) tak, jak chciałyśmy i... szczęśliwie wróciłyśmy!  Uznaję to za swój wielki sukces, choć dla młodszych to być może żadne bógwico :)
A więc świat się przede mną otwiera ;) :D Dam radę :D

Z czego ja się tak cieszę? Co świętuję?...

Po kolei...

Tak to się zaczęło

Koniec roku wiele osób skłania do podsumowań...

Mnie ostatnio opanowała potrzeba podsumowania znacznie dłuższego czasu niż rok.

Odkąd nastały długie jesienne wieczory, moim ulubionym zajęciem,  ulubioną rozrywką stało się przeglądanie zdjęć. I nie te z pięknymi widokami, których w albumach mam większość, przykuwały moją uwagę, ale te, na których byliśmy my - mój mąż, ja, dzieci.

Zaczęło mi przeszkadzać, że muszę je wyłuskiwać spośród dziesiątek pięknych, ale bezosobowych. Postanowiłam je więc skopiować do oddzielnego albumu. Początkowo tylko te elektroniczne. Taki nasz skondensowany wizerunek zaskoczył mnie nieco i bardzo refleksyjnie nastroił.

Postanowiłam zeskanować te wywołane, starsze. To dużo pracy. Jeszcze jej nie skończyłam.

Ale chciałabym się podzielić z Wami niektórymi swoimi refleksjami, trochę opowiedzieć o tym, co się wydarzyło przez te wspólne lata, trochę powspominać.

Dziś dzień był trudniejszy niż inne, bo dziś Piotrek skończyłby 56 lat. Wiele młodszych osób pomyśli, że to nie takie krótkie życie, wiem, bo sama tak wielokrotnie myślałam, gdy byłam młodsza. Ale ta optyka bardzo się zmienia w życiu.
Dla mnie to stanowczo za mało. Teraz, kiedy dzieci się usamodzielniły (no, prawie ;)), mieliśmy zwiedzać świat, zdobywać szczyty. Taki był plan. Nie wyszło...

poniedziałek, 25 maja 2015

Początki i preferencje.


Po wspomnianej, demaskującej wszystko , randce na basenie, nastąpił krótki okres codziennych randek, po czym 1 stycznia Piotrek poszedł na rok do wojska. Początkowo był w Ełku, czyli na końcu świata, ale po 3 miesiącach przeniesiony został do Dęblina, skąd prawie w każdy piątek, po wyjściu dowódców do domu, samowolnie opuszczał koszary i jechał na randkę do domu. Wracał w niedzielny wieczór. Został przyłapany tylko raz, dostał tzw. ZOMZ (zakaz opuszczania miejsca zakwaterowania) na tydzień, po czym wrócił do swoich niecnych praktyk :)

Pod koniec służby zapadła decyzja o ślubie, który wzięliśmy w 25. rocznicę pierwszego lotu człowieka w kosmos (my polecieliśmy w swój własny ), czyli 12 kwietnia.:)

niedziela, 24 maja 2015

Na Bieszczady nie ma rady!





Pierwszy raz pojechaliśmy w Bieszczady w 1992, do Bukowca (koło Wołkowyi), który „odkryli” nasi znajomi rok wcześniej. Miejsce było po prostu idealne dla rodzin z dziećmi nie mających wielkich wymagań.

Obszerna łąka (nierzadko musieliśmy kosić trawę pod namiot albo usuwać „miny” po krowach, które pasły się tam kilka godzin wcześniej :)) odgrodzona od niezbyt ruchliwej drogi, rzeka ogólnie płytka dla dzieci, ale mająca obok nas tzw. wannę – miejsce, gdzie bijące w dnie źródła wypłukały skałę, tworząc ok. 15 metrowy basen o głębokości po pachy dorosłego człowieka, piękna okolica i... bardzo tanio!!!

piątek, 22 maja 2015

środa, 20 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Czechy! 1999



Zacznę od dużych. Największych. Zagranicznych. Nie było ich wiele.

Po otwarciu granic, nas, wychowanych w głębokiej komunie, zagranica niezwykle intrygowała, ale i napawała niepokojem! Ciągnęło nas tam bardzo, jednak… czy sobie poradzimy? Przecież języki obce są nam obce
Co prawda miałam w szkole rosyjski 12 lat, ale nigdy się go właściwie nie uczyłam wyczuwając niemą aprobatę mojej mamy, która po swoich doświadczeniach około wojennych szczerze nienawidziła Ruskich.
Uczyłam się co prawda też angielskiego (4 lata), nawet zdawałam go na egzaminie wstępnym na studia (i zdałam! ), ale przez 15 lat nie używałam go ani razu, więc w głowie była pustka. U Piotrka podobnie.
Z tego strachu zrodził się pomysł wyjazdu:

wtorek, 19 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Holenderskiej





Jak to nigdy nie wiadomo, jakie skutki może mieć błahe, nic nie znaczące zdarzenie!

Pewnego wieczoru na wspomnianym przeze mnie polu namiotowym koło Jicina (mały, przydomowy sad) dzieci zapytały:
- Tato, będzie dziś ognisko?
- Nie, dziś już mi się nie chce rozpalać.
- A my możemy sobie rozpalić?
- Możecie.

Krzątały się więc wokół tego ogniska w promieniu 20 m od nas, zbierały drewno, papiery.
A my spokojnie, wśród zajmującej rozmowy z Jolą i Januszem, sączyliśmy sobie jakiegoś Kelta, czy innego Złotego Bażanta, kontrolując sytuację kątem oka.

Po jakimś czasie zauważamy, że koło naszych dzieci kręci się jakiś obcy facet, coś do nich mówi, biega między nimi a swoim samochodem (widzimy holenderską rejestrację). Obserwujemy czujnie i po chwili sytuacja się wyjaśnia.
Nie mógł patrzeć jak dzieci się męczą bezskutecznie, przyniósł im z bagażnika rozpałkę do grilla i rozniecił w końcu ogień.

Po raz kolejny nasza patologia została zdemaskowana :lol:

Gdy przechodziłam koło ich namiotu potem, znalazłam w zakamarkach pamięci wyszukane słowa "thank you" i podziękowałam za pomoc. A oni zaczęli wylewać potok niezrozumiałych słów w moją stronę, więc mówię, że nie znam angielskiego.
- Ale przecież powiedziałaś i my zrozumieliśmy. :lol:

W każdym razie z moich pojedynczych słów próbowali łapać sens i bardzo mnie przy tej "rozmowie" zatrzymywali.
W końcu zaprosiłam ich do tego ogniska, w którego rozpaleniu mieli swój udział i jakoś wspólnymi siłami próbowaliśmy rozmawiać. Między innymi o Bieszczadach, o tym, że bywamy tam co roku, i że są piękne i dzikie, i że oni przepadają za takimi klimatami tak jak my.

Następnego wieczoru oni zaprosili nas do ogniska, po czym rano napiliśmy się pożegnalnej kawy, wymieniliśmy adresy mejlowe i każdy z nas wracał już do domu.

Potem były kurtuazyjne kartki na Boże Narodzenie, a na Wielkanoc oprócz życzeń napisałam - w tym roku też jedziemy w Bieszczady, jeśli chcecie - przyjedźcie!
Odpowiedź była błyskawiczna: "gdzie i kiedy mamy być?"

poniedziałek, 18 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Włoskie wakacje 2005


 
Był rok 2005, po wakacjach Agatka szła do maturalnej klasy, a po maturze wiadomo - ma wyjechać na studia. Trzeba będzie ją utrzymać w dużym (więc drogim) mieście.
A w kasie pustki. Gospodarzenie jedną pensją, wzbogacaną czasem zastrzykiem doraźnych zleceń pozwalało na normalne życie, ale wygospodarowanie z tego budżetu tysiąca miesięcznie nie było możliwe.

Usłyszałam w pracy, że mój kolega wybiera się na wakacje do Włoch na zbieranie pomidorów. To jest pomysł! Z tego co mówił, nawet uwzględniając moją mniejszą wydolność na 100% zarobię tyle, że pierwszy rok studiów Agatka ma zapewniony!
Na kolegę ma tam czekać brat jego ucznia (kolega na prośbę matki zabiera go do Włoch), który pracuje tam już pół roku. Praca jest.
Postanowiłam - jadę! :spoko:

Gdy powiedziałam o tym w domu, Agatka mówi - też jadę! Jak to?! Na moje studia miałabym sama nie zarabiać? :oczynoela:
Na to Kuba, który nas świeżo przerósł i czuł w sobie moc, stwierdza, że on to najbardziej musi jechać, bo jest najsilniejszy!
No, chwileczkę! Myślicie, że mnie tu samego zostawicie?! Ja też jadę, rzekł Piotrek.

Zaczęliśmy to rozważać, analizować, zbierać dane i urodził się taki scenariusz: 



niedziela, 17 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Ku Wzgórzu Świętego Michała - Holandia, Belgia, Francja 2008


Zachciało nam się Paryża! Tak pospolicie! :D
Trzeba wykorzystać fakt, że tam mieszka kuzyn i zapraszał do siebie :)

Ale wiadomo - gość, jak ryba, po kilku dniach zaczyna śmierdzieć
Nie będziemy mu się zwalać na Bóg wie ile! A jechać taki kawał na kilka dni, to nie po naszemu.
Więc może by się zwalić jeszcze innym? Też zapraszali wielokrotnie!

I zaczyna się powoli rysować plan podróży. Pierwszej (takiej znaczącej) w okrojonym składzie. Agatka, świeżo zakochana, wolała zaułki naszego Krakowa niż jakiegoś tam Paryża  


sobota, 16 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Rumuński rekonesans 2011


Rumuński rekonesans

Bardzo ciągnęło nas do Rumunii, ale wciąż się nie składało.
W końcu udało się "na chwilę", czyli na weekend majowy w 2011. Było wtedy tylko 4 dni wolnego, ale do Oradei na północy Rumunii mamy 500 km, więc miało to sens. Jedziemy z Januszem, zabieramy przyczepę. 


piątek, 15 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Na dobre i na złe! Południe Europy 2011


Została mi do opisania ostatnia podróż zagraniczna. Z tych większych, bo bywała jeszcze Słowacja - Słowacki Raj lub Tatry, ale o tym być może wspomnę w górskich motywach, a może pominę - przecież i tak nie opowiem o wszystkim :)

Dziś będzie chyba bardziej sentymentalnie, niż dotychczas...

Bo to był prezent, jaki sobie ufundowaliśmy w nagrodę!

Na dobre i na złe!

25 lat razem na dobre i na złe. Razem. Nie obok siebie. Naprawdę razem!
W domu i na wakacjach.
Na zakupach i na imprezach.
I nasze dzieci - kawał dobrej roboty! Będą z nich ludzie!  


czwartek, 14 maja 2015

Nasze podróże małe i duże - Urodzinowy prezent! Lwów 2007

Robię z gęby cholewę, ale przypomniałam sobie o jeszcze jednej podróży zagranicznej i muuuszęę o tym napisać! :D

Tak dla równowagi po poprzedniej opowieści mam nadzieję, że Was rozśmieszę! :D
 

Podróż miała miejsce 1 maja 2007 roku i była na Ukrainę.

środa, 13 maja 2015

Cudze chwalicie swego nie znacie!



Podróże zagraniczne były dla nas wisienką na torcie!
Najwięcej jeździliśmy oczywiście po Polsce. Jak tylko pozwoliły pieniądze, czas i zdrowie, staraliśmy się pojechać na wakacjach gdzieś jeszcze, oprócz Bukowca i Bieszczadów.

Z takich większych podróży chronologicznie wymienię:

wtorek, 12 maja 2015

W krainie tysiąca jezior - 2003 i 2006



2003

Padło na Mazury! Tam nas razem jeszcze nie było.
Szukając w internecie miejsca na zawinięcie naszą przyczepą, trafiam między innymi na tę ofertę – gospodarstwo agroturystyczne Państwa Dołęgów w Zełwągach. Zawsze wrażliwa na brzmienie nazw, od razu czuję, że to miejsce dla nas! Dzwonię i upewniam się, że oferta zawiera to, czego potrzebujemy, a cena jest akceptowalna.
Wszystko pasuje! :jupi: (Bardzo polecam, mają też domki i pokoje)


poniedziałek, 11 maja 2015

Tournee po Polsce północno-środkowej 2007

Na mapie naszych dotychczasowych tras po Polsce wciąż była jedna, duża biała plama (małych jest nadal całe mnóstwo, oczywiście!) - między wschodem a zachodem, ale po odległej od nas, północnej stronie Polski.

Podpięliśmy więc przyczepę i w 2007 wyruszyliśmy poznawać tamte rejony.

niedziela, 10 maja 2015

Piękna nasza Polska cała!...



Dziś opiszę i zilustruję różne nasze drobne wycieczki oraz miejsca "zahaczane" podczas wyjazdów na uroczystości rodzinne lub odbywanych w innych niż turystyczne celach.

Niektóre z nich są raczej powszechnie znane, ale o innych sądzę, że wiedzą nieliczni, a są warte odwiedzenia.


sobota, 9 maja 2015

Kuba żartowniś! - Opole i okolice

Dziś natknęłam się na zdjęcia z jeszcze jednej naszej wycieczki, o której zapomniałam...

Zdjęcia były w takim wieeeeeeelkim "worze", do którego wrzuciła je firma, odzyskująca dane z padniętego twardego dysku. Dziś przypadkiem je znalazłam.

Chciałabym o tym napisać i pokazać zdjęcia z pewnego powodu, o którym nieco niżej.

To była wycieczka do Opola i okolic.



piątek, 8 maja 2015

I przyszedł czas na Tatry...

... a jak to było z innymi niż Bieszczady górami w naszym życiu?...

Sudety? Bardzo lubiliśmy, ale to tak daleko od nas... (o krótkim epizodzie w Sudetach - Śnieżka, Skalne Miasta - pisałam w "czeskim odcinku")
Tatry? To dla taterników! My za cienkie Bolki do takich gór jesteśmy...
Beskidy? Jakoś tak "nie istniały" dla nas za bardzo..., sama nie wiem, dlaczego?... :roll:

Ale na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas! :D

czwartek, 7 maja 2015

Uroda Gór Stołowych i pobliskich. 2009.



Wakacje 2009 roku.
Postanowiliśmy zobaczyć wreszcie Góry Stołowe. I Piotrek i ja - pierwszy raz w życiu! Pamiętałam jeszcze ze szkoły, że wydały mi się bardzo interesujące, szczególnie ta ich stołowość :D

Poszukiwanie taniego noclegu zakończyło się decyzją - u sołtysa w Wambierzycach!