środa, 26 stycznia 2022

2. Tanew kajakiem 5-10.07.2021

 

Wstaję tradycyjnie o brzasku i robię zdjęcia uśpionego obozu spowitego lekką mgiełką...


Poranek wstaje piękny! Najpierw poranna krzątanina, potem - jak co dzień - odwracamy kajak stanowiący w ten sposób wygodny stół i siadamy do śniadania. Po chwili usłyszeliśmy traktor pracujący w pobliżu... wyraźnie się do nas zbliżał. W końcu zobaczyliśmy, że to koszenie łąki, na której obrzeżach rozbiliśmy nasze namioty. Trochę niepewnie się poczuliśmy, może weszliśmy komuś "w szkodę"? Może przyjdzie z pretensjami?

Owszem, przyszedł. Ale o żadnych pretensjach mowy nie było. Ot, ciekawość, kto mu się na łące zagnieździł? Padły tradycyjne pytania: skąd jesteście? gdzie płyniecie?  itp. Wywiązała się miła pogawędka, którą postanowiliśmy, mimo tak młodej pory, wzbogacić pigwóweczką, jako ukłon w stronę naszego gospodarza. Okazało się, że to koneser i wytwórca wyjątkowych naleweczek



Po chwili rozmowy odjechał swoim traktorem zapowiadając powrót wkrótce. I rzeczywiście, zanim zdążyliśmy skończyć śniadanie, był już z powrotem... z trzema niewielkimi piersiówkami swoich rarytasów. Pierwszy raz piliśmy nalewkę z czarnego bzu i z macierzanki, na bazie czego była trzecia nalewka, niestety, nie pamiętamy :(  Wszystkie były naprawdę świetne! My z tą kupną pigwówką blado wypadliśmy ;) 

W końcu czas było się pożegnać i ruszyć dalej. Nasza miejscówka od strony wody...




Przepływając przez Stare Króle postanowiliśmy zatrzymać się przed mostem (poniższe zdjęcie zrobione z mostu) i pójść na obiad do znanego nam baru "Zatoczka" znajdującego się na drugim brzegu, dają tam bowiem dobrze i niedrogo zjeść. A potem płynęliśmy sobie leniwie aż do zachodu słońca.








Miejscówkę znaleźliśmy całkiem wygodną, choć brzeg był bardziej błotnisty niż piaszczysty.

Wieczorem...


I o wschodzie słońca...







Tradycyjnie jemy niespiesznie śniadanko, pijemy kawę i ruszamy na ostatni wg planu odcinek. Stwierdzamy jednak, że gdybyśmy, kosztem planowanych rowerów, spływ przedłużyli o jeszcze jeden dzień moglibyśmy dopłynąć do Ulanowa, w którym Tanew uchodzi do Sanu. Ani i Tomkowi ten pomysł się nie spodobał, ale ja z Wiolą i Robertem, upewniwszy się, że pan Tomek akceptuje tę zmianę, decydujemy się płynąć dalej. 

Ale póki co wyruszyliśmy wspólnie na rzekę.








Była przerwa na piknik...



A w tym miejscu rozstaliśmy się z Anią i Tomkiem - do jutra! Wkrótce potem i my przybiliśmy do brzegu na nocleg. Miejsce było doskonałe, ale doceniły to też komary - było ich tyle, że zmusiły nas do włożenia pszczelarskich kapeluszy, co widać trochę na wieczornym zdjęciu.


Poranek jak co dzień wstał cudny, w żółtym namiocie zainstalował się niezapowiedziany gość. Wyglądało to tak, jakby mu pękł pajęczynowy domek i musiał go zszyć na okrętkę :)




Tego dnia zrobiliśmy sobie przerwę na kąpiel w rudych wodach Tanwi





Po południu dopłynęliśmy do dobrze znanego mi miejsca, w którym za czasów komuny "cała Stalowa Wola" przyjeżdżała na kąpielisko specjalnymi autobusami w niedzielne poranki. Tu zakończyliśmy spływ. Na spotkanie z nami  przyjechały moje wnuczki, trochę razem poplażowaliśmy, po czym pan Tomek zabrał nas i kajaki do bazy.






Skoro skończyła się nam rzeka czas było przesiąść się z kajaka na rower :)

Wiola i Robert mieli w planie dość odległe rejony więc ja połączyłam siły z Anią i Tomkiem.

Następnego dni ruszyliśmy najpierw przez Zwierzyniec do Florianki, gdzie jest hodowla konika polskiego.









Potem przejechaliśmy przez Górecko Stare do rezerwatu Szum i poszliśmy szlakiem wzdłuż rzeczki Szum. Szumy na Szumie nie są tak efektowne jak Szumy na Tanwi, ale i tak warto się tędy przejść. Dla nie znających tych miejsc wyjaśnienie - szumami (szypotami, sopotami) określane są tu bardzo liczne, niewielkie kaskady w okolicznych rzekach tworzone przez spękane płyty tektoniczne.


Następna na naszej trasie była zapora na rzece Szum i rozlewisko przy niej. Stamtąd pojechaliśmy Aleją Dębową do Górecka Kościelnego.




W drodze powrotnej przez Tereszpol sfotografowaliśmy nową tutejszą atrakcję - nadajnik sieci komórkowej w kształcie wielkiej sosny znajdujący się na Górze Marchwianego.


Przez Szozdy i Sochy wróciliśmy nad Stawy Echo w Zwierzyńcu.







I to już jest koniec całego wyjazdu na Roztocze podczas ostatnich wakacji. Było pięknie, dopisało wszystko - towarzystwo, pogoda, sprzęt... Fajnie tak połączyć ćwiczenia nóg z ćwiczeniami rąk ;) 

Zdjęcia ze spływu

Zdjęcia z wycieczki rowerowej

Dziękuję za uwagę, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza, kliknięcia "Obserwuj" lub polubienia fanpage'a na Facebooku.







9 komentarzy:

  1. Czytałem ,oglądałem - pięknie ! Ech !
    Zdzich z Tych

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwa razy próbowałem spłynąć Tanwią. Dwa razy przegoniły mnie potężne burze.
    Do trzech razy sztuka.
    JoBogdan Tyż Ze Wsi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę zatem pięknej pogody tym razem! Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Fajnie się czyta. Podobnie jak Ty jak płynę to od ranka do zachodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      U mnie ten ranek jest jednak dość późno. Zdjęcia o świcie robię wtedy, gdy fizjologia (a czasem ciekawość) wygania mnie z namiotu. Ale prawie zawsze potem wracam do niego i dosypiam.

      Usuń
  4. Świetna przygoda. Lubię takie kilkudniowe spływy, ale niestety czas nie bardzo na to pozwala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie jest łatwo z czasem, gdy się pracuje... Szczególnie, gdy człowiek ma wiele pasji i lubi nie tylko kajaki, ale i góry i rower i bógwico jeszcze :)

      Usuń
  5. "A potem płynęliśmy sobie leniwie aż do zachodu słońca" 👍💪 Krople rosy przepięknie😁

    OdpowiedzUsuń