Wstaję tradycyjnie o brzasku i robię zdjęcia uśpionego obozu spowitego lekką mgiełką...
Poranek wstaje piękny! Najpierw poranna krzątanina, potem - jak co dzień - odwracamy kajak stanowiący w ten sposób wygodny stół i siadamy do śniadania. Po chwili usłyszeliśmy traktor pracujący w pobliżu... wyraźnie się do nas zbliżał. W końcu zobaczyliśmy, że to koszenie łąki, na której obrzeżach rozbiliśmy nasze namioty. Trochę niepewnie się poczuliśmy, może weszliśmy komuś "w szkodę"? Może przyjdzie z pretensjami?
Owszem, przyszedł. Ale o żadnych pretensjach mowy nie było. Ot, ciekawość, kto mu się na łące zagnieździł? Padły tradycyjne pytania: skąd jesteście? gdzie płyniecie? itp. Wywiązała się miła pogawędka, którą postanowiliśmy, mimo tak młodej pory, wzbogacić pigwóweczką, jako ukłon w stronę naszego gospodarza. Okazało się, że to koneser i wytwórca wyjątkowych naleweczek
Po chwili rozmowy odjechał swoim traktorem zapowiadając powrót wkrótce. I rzeczywiście, zanim zdążyliśmy skończyć śniadanie, był już z powrotem... z trzema niewielkimi piersiówkami swoich rarytasów. Pierwszy raz piliśmy nalewkę z czarnego bzu i z macierzanki, na bazie czego była trzecia nalewka, niestety, nie pamiętamy :( Wszystkie były naprawdę świetne! My z tą kupną pigwówką blado wypadliśmy ;)
W końcu czas było się pożegnać i ruszyć dalej. Nasza miejscówka od strony wody...
Przepływając przez Stare Króle postanowiliśmy zatrzymać się przed mostem (poniższe zdjęcie zrobione z mostu) i pójść na obiad do znanego nam baru "Zatoczka" znajdującego się na drugim brzegu, dają tam bowiem dobrze i niedrogo zjeść. A potem płynęliśmy sobie leniwie aż do zachodu słońca.
Miejscówkę znaleźliśmy całkiem wygodną, choć brzeg był bardziej błotnisty niż piaszczysty.
Wieczorem...
I o wschodzie słońca...
Tradycyjnie jemy niespiesznie śniadanko, pijemy kawę i ruszamy na ostatni wg planu odcinek. Stwierdzamy jednak, że gdybyśmy, kosztem planowanych rowerów, spływ przedłużyli o jeszcze jeden dzień moglibyśmy dopłynąć do Ulanowa, w którym Tanew uchodzi do Sanu. Ani i Tomkowi ten pomysł się nie spodobał, ale ja z Wiolą i Robertem, upewniwszy się, że pan Tomek akceptuje tę zmianę, decydujemy się płynąć dalej.
Ale póki co wyruszyliśmy wspólnie na rzekę.
Była przerwa na piknik...
A w tym miejscu rozstaliśmy się z Anią i Tomkiem - do jutra! Wkrótce potem i my przybiliśmy do brzegu na nocleg. Miejsce było doskonałe, ale doceniły to też komary - było ich tyle, że zmusiły nas do włożenia pszczelarskich kapeluszy, co widać trochę na wieczornym zdjęciu.
Poranek jak co dzień wstał cudny, w żółtym namiocie zainstalował się niezapowiedziany gość. Wyglądało to tak, jakby mu pękł pajęczynowy domek i musiał go zszyć na okrętkę :)
Tego dnia zrobiliśmy sobie przerwę na kąpiel w rudych wodach Tanwi
Po południu dopłynęliśmy do dobrze znanego mi miejsca, w którym za czasów komuny "cała Stalowa Wola" przyjeżdżała na kąpielisko specjalnymi autobusami w niedzielne poranki. Tu zakończyliśmy spływ. Na spotkanie z nami przyjechały moje wnuczki, trochę razem poplażowaliśmy, po czym pan Tomek zabrał nas i kajaki do bazy.
Skoro skończyła się nam rzeka czas było przesiąść się z kajaka na rower :)
Wiola i Robert mieli w planie dość odległe rejony więc ja połączyłam siły z Anią i Tomkiem.
Następnego dni ruszyliśmy najpierw przez Zwierzyniec do Florianki, gdzie jest hodowla konika polskiego.
Potem przejechaliśmy przez Górecko Stare do rezerwatu Szum i poszliśmy szlakiem wzdłuż rzeczki Szum. Szumy na Szumie nie są tak efektowne jak Szumy na Tanwi, ale i tak warto się tędy przejść. Dla nie znających tych miejsc wyjaśnienie - szumami (szypotami, sopotami) określane są tu bardzo liczne, niewielkie kaskady w okolicznych rzekach tworzone przez spękane płyty tektoniczne.
Następna na naszej trasie była zapora na rzece Szum i rozlewisko przy niej. Stamtąd pojechaliśmy Aleją Dębową do Górecka Kościelnego.
W drodze powrotnej przez Tereszpol sfotografowaliśmy nową tutejszą atrakcję - nadajnik sieci komórkowej w kształcie wielkiej sosny znajdujący się na Górze Marchwianego.
Przez Szozdy i Sochy wróciliśmy nad Stawy Echo w Zwierzyńcu.
I to już jest koniec całego wyjazdu na Roztocze podczas ostatnich wakacji. Było pięknie, dopisało wszystko - towarzystwo, pogoda, sprzęt... Fajnie tak połączyć ćwiczenia nóg z ćwiczeniami rąk ;)
Dziękuję za uwagę, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza, kliknięcia "Obserwuj" lub polubienia fanpage'a na Facebooku.
Czytałem ,oglądałem - pięknie ! Ech !
OdpowiedzUsuńZdzich z Tych
Pozdrawiam Zdzisiu :)
UsuńDwa razy próbowałem spłynąć Tanwią. Dwa razy przegoniły mnie potężne burze.
OdpowiedzUsuńDo trzech razy sztuka.
JoBogdan Tyż Ze Wsi
Życzę zatem pięknej pogody tym razem! Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńFajnie się czyta. Podobnie jak Ty jak płynę to od ranka do zachodu.
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńU mnie ten ranek jest jednak dość późno. Zdjęcia o świcie robię wtedy, gdy fizjologia (a czasem ciekawość) wygania mnie z namiotu. Ale prawie zawsze potem wracam do niego i dosypiam.
Świetna przygoda. Lubię takie kilkudniowe spływy, ale niestety czas nie bardzo na to pozwala.
OdpowiedzUsuńNo nie jest łatwo z czasem, gdy się pracuje... Szczególnie, gdy człowiek ma wiele pasji i lubi nie tylko kajaki, ale i góry i rower i bógwico jeszcze :)
Usuń"A potem płynęliśmy sobie leniwie aż do zachodu słońca" 👍💪 Krople rosy przepięknie😁
OdpowiedzUsuń