wtorek, 11 stycznia 2022

1. Baltic Velo lipiec 2020 Świnoujście - Mrzeżyno

 13.07.2020


Po cudownych wrażeniach z mojego długodystansowego debiutu rowerowego na Green Velo pojawiło mi się mnóstwo rowerowych marzeń. Odkładałam je jednak na jakieś "potem", bo przegrywały konkurencję z tanimi lotami, przenoszącymi mnie w egzotyczne krainy :)

Aż przyszedł covid i ostudził nas w zagranicznych zapędach. Ale... nie ma tego złego, co na dobre nie wyjdzie! Idealny czas na wprowadzenie w życie rowerowych planów. Wybór padł na polskie wybrzeże Bałtyku. 

Do naszej "grinwelowej" ekipy w składzie Asia, Wiola i ja dołączyła jeszcze Daniela.

Po rozeznaniu w temacie wiatru postanowiłyśmy wyruszyć z niemieckiej granicy i pedałować na wschód ("tam musi być jakaś cywilizacja" ;) ) - ponoć 70% wiatrów w Polsce wieje właśnie w tym kierunku. Nam tak szczęśliwie wiało chyba z 90%!

Plan minimum zakładał dojechanie na Hel, ale jak się da, pociśniemy do Piasków do granicy z Rosją. Oczywiście nie zamierzałyśmy się ograniczać tylko do pedałowania, po drodze jest bowiem wiele miejsc i obiektów, które chciałyśmy zwiedzić, zobaczyć.

Umówiłyśmy się w Szczecinie, do którego z Wiolą i Asią dojechałyśmy wieczorem i pierwszą noc spędziłyśmy na bardzo miłym kempingu Marina w Szczecinie Dąbiu (28 zł/os) oczywiście w namiocie.

Rano wyruszyłyśmy z "kolejowym poślizgiem" do Świnoujścia, do którego późnym popołudniem miała dojechać Dani. Pojechałyśmy na dworzec, kupiłyśmy bilety na przejazd z rowerami, po czym... nie wpuszczono nas do niego, bo nie ma już wolnych miejsc na rowery. No jak to? Przecież sprzedano nam bilety. To co mamy zrobić? - Albo zwrócić bilety i oddadzą nam kasę, albo czekać na następny pociąg, który być może(!) będzie miał miejsca. Trochę się wahałyśmy, sprawdzałyśmy trasę rowerową, ale ostatecznie postanowiłyśmy poczekać 1,5 godziny, a jeśli i tym razem będzie zonk - pojedziemy rowerami.

Na szczęście w kolejnym pociągu starczyło miejsca dla nas i naszych rowerów i tym sposobem wczesnym popołudniem meldujemy się w Świnoujściu. Do przyjazdu Dani mamy dużo czasu i decydujemy się jechać same na granicę z Niemcami.

Tam robimy oczywiście sesję zdjęciową i ruszamy z powrotem do miasta.

Tu konieczna uwaga. Miałam wielkiego "pecha fotograficznego" w tym roku. Najpierw w moim bezlusterkowcu popsuł się obiektyw 10-30, a tym 30-110 mogłam robić  zdjęcia tylko małym obiektom lub znacznie znacznie oddalonym. Dużo więc pstrykałam komórką. A tę - niestety - po tygodniu utopiłam w Bałtyku :( I choć ją odzyskałam i nawet działała jeszcze jakiś czas, zdjęć nie skopiowałam, tak byłam pewna, że zapisują się na karcie pamięci i dodatkowo synchronizowane są z googlami.  Okazało się, że żadna z tych opcji akurat nie działała. Ponieważ był to mój nowy telefon i nie znałam jeszcze dobrze jego obsługi być może przypadkowo coś sobie przestawiłam, nie wiem... zdjęć po prostu nie ma. Koleżanki wciąż nie opanowały sytuacji ze swoimi zdjęciami więc ich nie dostałam, jedynie Asia mnie wspomogła kilkoma oraz ściągnęłam sobie te, które publikowałam na Facebooku.

Darujcie mi więc niedostatki fotograficzne. No i brak zdjęć aż do początku szlaku R10, którym będziemy jechały większość czasu. Później będzie lepiej.

Wracając z granicy do miasta zatrzymujemy się w kilku najsłynniejszych punktach np. w mini tężniach, na promenadzie i oczywiście przy stawie Młyny.


Stąd już poszusowałyśmy na dworzec, gdzie od godziny czekała na nas ostatnia uczestniczka eskapady - Dani. 

Po chwili ruszyłyśmy w drogę, bo zrobiło się późno, a my jeszcze chciałyśmy zdążyć na latarnię morską w Świnoujściu. Dotarłyśmy tam kilka minut przed 20.00 i dosłownie rzutem na taśmę udało nam się na nią wejść, właściwie tylko dzięki uprzejmości pani z kasy. Dziękujemy :)


Tego dnia dojechałyśmy do Międzyzdrojów, gdzie odwiedziłyśmy dwa kempingi, oba luksusowe. Spodziewałyśmy się, że w takim kurorcie ceny muszą być proporcjonalne do ilości letników. Otóż nie! Na  kempingu 24 była fajna promocja - za namiot dwójkę i osoby w niej śpiące 35 zł, czyli na jedną 17,50 dla turystów  jadących nadbałtycką trasą rowerową.

To był chyba najtańszy nocleg na całej trasie nie licząc tych za darmo :) 

 

14.07.2020

Rano objeżdżamy Międzyzdroje, w informacji pobieramy świetne mapki trasy nadbałtyckiej w woj. zachodniopomorskim, które bardzo nam się przydają w drodze i jedziemy w stronę Wolińskiego Parku Narodowego.

Tam idziemy na pieszą wycieczkę niebieskim szlakiem na wzgórze Zielonka i do Jeziorka Turkusowego.









W przewodniku czytamy, że w tym rejonie jest jeszcze jedna atrakcja - Wydrzy Kamień nad Jeziorem Czajcze. Nie było łatwo tam trafić, ale udało się! Tylko, że atrakcja jakaś taka średnio atrakcyjna ;) Nam na szczęście uatrakcyjnił ją jakiś wąż pływający w wodzie przy brzegu. Miejsce jednakowoż było urocze, szczególnie gdy w przedwieczornej godzinie  pojawiło się kilka promyków słońca.

A potem już tylko rozglądałyśmy się za jakąś miłą miejscówką do spania. Znalazłyśmy ją nad samym brzegiem jeziora








 

15.07.2020

Następnego dnia przejeżdżamy 67 km odwiedzając po drodze wiele słynnych nadmorskich kurortów.

Ale zaczynamy oczywiście od śniadania - na przystanku autobusowym :)

Chyba było smakowite, bo wpraszał się nam na nie nieoczekiwany gość ;)



Wracamy się troszkę, żeby przejechać się mostem zwodzonym w Dziwnowie, a jak tu już jesteśmy to również Aleją Gwiazd Sportu.





 

Potem lasem, brzegiem morza, zatłoczonymi uliczkami kurortów jedziemy do Trzęsacza.









Obiadek z widokiem na morze...


 


Latarnia Morska Niechorze





Nowy elegancki MOR (miejsce obsługi rowerzystów)






Śpimy w Mrzeżynie za 20 zł/os. Wieczorem pada :( 

Pozostałe zdjęcia pod tym linkiem.

8 komentarzy:

  1. Dzień dobry,

    Bardzo ciekawy wpis. Zamierzam i ja przejechać Szlak latarni morskich. Może w tym roku. Będę śledził Pani bloga.

    Zapraszam również na mojego bloga. Może któraś z wycieczek Panią zainspiruje.

    RowerowyOdkrywca.pl
    Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Zajrzałam na Pana bloga i widzę, że przydadzą mi się niektóre relacje przy planowaniu na ten rok Kaszub. Super :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Miło wrócić wspomnieniami do tamtych chwil, bo wiele ucieka. I jakoś znów ruszyłoby się przed siebie... Nic, tylko czekać na kolejny rowerowy sezon. Super, że zabrałaś się za spisywanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idzie jak po grudzie, najgorzej, jak zawsze, opanować zdjęcia... Szczególnie, że tyle miałam awarii sprzętowych wtedy :/
      Wspaniale jest wiedzieć, że jest już konkretny plan na kolejną eskapadę, co nie? :D

      Usuń
  3. Bardzo dobrze, że jest relacja. A ja zazdroszczę Wam tych rowerów. Jakoś za nie się nie mogę zabrać ;)
    I teraz czekam na dalsze części! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Wiktor musisz do tego dojrzeć? Jak dojrzejesz to się zabierzesz. Warto!!!

      Usuń
  4. No i racja. Była cywilizacja ;-). Cieszę się, że w końcu znalazłam czas na przeczytanie relacji. Jak zwykle to przyjemność.

    OdpowiedzUsuń