sobota, 2 maja 2015

I do tańca i do różańca!




Podejrzewam, że udało mi się Was zwieść!

Wydaje Wam się, że my to taka sielanka, wzór cnót małżeńskich i rodzinnych, gruchające gołąbki!?

Nic podobnego, proszę Państwa!


Życie z drugim człowiekiem zawsze jest trudne! Zawsze i z każdym! Owszem, z jednym bardziej, z innym mniej. Ale trudne.
Nawet z mamą, która nas kocha, jak nikt, i którą my bardzo kochamy nie jest nam łatwo pod jednym dachem, gdy jesteśmy dorośli :)
A cóż dopiero z całkiem obcym człowiekiem? :D

Jak ogień i woda!

Nam też nie zawsze było łatwo.
Ja nerwus i impetyk, Piotrek spokojny i opanowany!
Ja towarzyska i otwarta, Piotrek znacznie mniej!
Ja lubię gadać, Piotrek waży słowa.
Ja szybka i energiczna, Piotrek wszystko powolutku.

Czy da się to pogodzić?
Oczywiście, że da!

Łączyła nas zawsze ciekawość świata i sympatia do ludzi!

I jeszcze coś...

Tu muszę wtrącić dygresję.
Nie pamiętam, skąd to znam, niestety... :/ Czy to fragment jakiejś książki? Filmu? A może czegoś innego? Ale to nieważne.

Przychodzi chłopak prosić ojca o rękę córki.
Ojciec pyta:
A czy ty lubisz moją córkę?
Ależ ja ją kocham! - żarliwie odpowiada chłopak!
To, że kochasz, to ja widzę gołym okiem, jak się tulicie i patrzycie sobie w oczka – mówi ojciec – ale, czy ty ją lubisz? Bo minie kilka lat i ten żar się wypali, już nie będziesz taki ślepy na wszystko. I wtedy musicie się lubić – lubić ze sobą być, rozmawiać, bawić się! Więc cię pytam – lubisz moją córkę, czy tylko kochasz?



Mądre, nieprawdaż?
Otóż, proszę Państwa – my się lubiliśmy!

Piotrek lubił moją paplaninę, a ja wiedziałam, że mnie słucha z zainteresowaniem i naprawdę uczestniczy w rozmowie, choć mniej słów wypowiada! Ja lubiłam jego komentarze, z których słynął w naszym środowisku – krótkie i celne! Umiał nimi rozśmieszyć wszystkich do łez! Albo skłonić do refleksji...

Lubiliśmy siadywać na kanapach całą rodziną i rozmawiać. Czasem rozwijał się jakiś ciekawy albo ważny wątek i gadaliśmy..., gadaliśmy... a czas leciał, przychodziła północ, a następnego dnia szkoła, praca...
I dylemat... - przerwać rozmowę? gonić dzieci do łóżek?... czy pozwolić wyczerpać się tematowi? :hmmm:
I zazwyczaj uznawaliśmy, że taka chwila, takie emocje już mogą się nie powtórzyć i to jest bezcenne, a wyspać się możemy następnej nocy... :)

Świadomość, że jesteśmy różni i szacunek dla siebie są nieodzowne.

Ale nawet mając tę świadomość i szanując się nawzajem, jakże miałam się nie złościć, skoro poproszony o kupienie czegoś do chleba, bo nic w domu nie ma na jutro do kanapek dla całej rodziny, Piotrek wracał z pustymi rękami i mówił – nic nie kupiłem, bo nic ciekawego w sklepie nie było!!!
Nic nie było!!?? Jak to nic nie było??!!! :zly:
I nie jest to opowieść z czasów komuny, tylko z XXI wieku! :lol:
I cóż było robić – trzeba było iść do tego samego sklepu, co on i przytargać te siaty z zakupami! :)


I jakże się miał na mnie nie złościć, gdy go wciąż we wszystkim poganiałam i poganiałam, czy to było potrzebne, czy nie! Albo, gdy zamiast spokojnie wyrazić niezadowolenie reagowałam gwałtownym wybuchem, nie przebierając w słowach albo uporczywym mamrotaniem?


I takich przykładów można by mnożyć i w jedną i w drugą stronę na pęczki!


Tyle, że z czasem człowiek, jeśli ma dobrą wolę, obojętnieje na takie „grzechy” drugiej osoby. W końcu jakieś wady trzeba mieć

Najtrudniejsze były, jak zawsze, początki. Czas, kiedy dzieci były małe i było znacznie więcej obowiązków, a więc i zniecierpliwienie większe. Później było już z górki, drobnych spięć było coraz mniej, a dużych kłótni jak na lekarstwo!

I tu opowiem o naszej okrągłej, 10. rocznicy ślubu.
Otóż w początkach naszego małżeństwa Piotrek co roku robił wino. Specjalizował się szczególnie w jabłkowym – naprawdę umiał to robić! Wino było pyszne – takie pół słodkie, pół wytrawne. Było pięknie klarowne i naprawdę szło w głowę, a kac pojawiał się najwyżej po dużym przedawkowaniu :lol:
Rocznik 1990 szczególnie mu się udał. Gdy zapasy zaczęły się kończyć postanowiliśmy jedną butelkę zostawić sobie na uczczenie 10. rocznicy ślubu.
Stała ta butelka i stała. Kusiła i kusiła. Ale nie daliśmy się :)
Aż przyszła ta 10. rocznica, a my byliśmy tak pokłóceni, że na żadne wspólne picie wina nie było najmniejszych szans! A że złość trzymała nas długo i świętowanie rocznicy po 2 czy 3 tygodniach byłoby bez sensu, wino – już w całkowitej zgodzie i przyjaźni – zostało wypite na 11. rocznicę :)
Smakowało wybornie!

Wspominaliśmy tę butelkę wina prawie co rok, oczywiście zupełnie nie pamiętając, o co nam wtedy tak poszło na noże ;-)
A w pokonywaniu kryzysów i konfliktów bardzo pomagają wspólne zainteresowania, poczucie humoru i dystans do wszystkiego, do siebie zwłaszcza! 

Dzisiaj chciałabym poświęcić chwilę uwagi tym zainteresowaniom. O tym, że oboje byliśmy ciekawi świata i ludzi nie muszę Was już, po tylu odcinkach, przekonywać, prawda? 
(Piotrek jeszcze jako student włóczył się na rowerze szlakiem zamków nad Loarą. Za komuny!) Zostały tu już one dość obszernie opisane, ale dorzucę jeszcze odrobinę, zaznaczając, że wszystko lubiliśmy robić razem!
I lubiliśmy, jak się dużo działo. 

I do tańca i do różańca!

Zacznę od tego tańca. Dość często chodziliśmy na „wieczorki tańcujące” motywowani głównie przez moją siostrę i szwagra – tancerzy nie do zdarcia!

W zamierzchłych czasach



Tak jak bardzo lubiliśmy, czyli na domowych imprezach z wygłupami



A nawet na ulicy, jak muzyka porywała! :D



Lubiliśmy też wycieczki rowerowe, choć jeździliśmy rzadziej, niż chcielibyśmy.



Podczas poniższej wycieczki zawadziłam o rurociąg, spadłam z roweru i złamałam rękę! :lol:




Dziećmi będąc nie mieliśmy warunków do uzyskania pełnej wprawy w jeździe figurowej ( :lol:) na lodzie, ale wielkiego ducha do tego mieliśmy! :lol: :lol:
Nigdy (prawie) nie jeździliśmy na miejskich lodowiskach, bo mnie przewracał nawet podmuch tworzony przez przejeżdżającego obok mnie łyżwiarza :lol:
Czekaliśmy, aż płyciutkie stawy hodowlane w Lasach Janowskich porządnie zamarzną i tam się ukrywaliśmy, czasem nawet większą grupką :)



Uwielbiam to poniższe zdjęcie!
Ono idealnie oddaje nasz oszałamiający wdzięk podczas jazdy :lol:





A co chwilę trzeba odsapnąć na naszej ulubionej ławeczce! :D



I polansować się



A po tym wyczerpującym wysiłku :lol: - przynależny kubek kawy :)



Ze sportów lubiliśmy też grę w brydża. Niestety, Piotrek nie tak, jak ja :( Dlatego z czasem zaniechaliśmy, ku mojemu wielkiemu żalowi :(




Każde święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy wypełnione były spotkaniami rodzinnymi, ale czasem zdarzało się, że jeden dzień zostawał do zagospodarowania. Pisałam o wycieczkach w Lasy Janowskie albo Góry Świętorzyskie, teraz pokażę, jak cały dzień poświęciliśmy na składanie puzzlowej mapy świata








Choć mieszkamy z daleka od centrów kultury staraliśmy się bywać od czasu do czasu w teatrze, filharmonii czy operze.

Np.:
Teatr Wielki 1998



Teatr STU, 2008, z Konradem Mastyło, jednym z aktorów, a moim kolegą ze szkoły.



W Filharmonii Rzeszowskiej, 2002



W Filharmonii Krakowskiej, 2007 (sorry, że zdjęcie marne - i tak je bardzo lubię )



Kiedyś w teatrze miało miejsce nietypowe zdarzenie.
Rok 2007. W Krakowie miała być Noc Teatrów. Jednym z spektakli, na które udało mi się dostać wejściówki był „Gargantua i Pantagruel” Rabelais w teatrze KTO. Seans na 23.30.
Spektakl toczył się na scenie, gdzie trzy kobiety, kucharki, krzątając się po zamkowej kuchni, opowiadają historię tytułowego ojca i syna. Obierają przy tym ziemniaki, gniotą ciasto itp.
Gdy przedstawienie dobiega do punktu kulminacyjnego, kobiety przenoszą stół przed scenę, nakrywają go białym obrusem i stawiają wielką michę parujących pyz oraz całą tacę kieliszków z wódką! I zapraszają wszystkich do stołu!

Widz skupiony na treści w ogóle nie zauważył, że one cały czas po prostu gotują pyzy! Przynajmniej my tego nie zauważyliśmy!

Możecie sobie wyobrazić, jakie to było świetne wrażenie, gdy o 1.00 w nocy jedliśmy wykałaczkami pyszne pyzy i wychyliliśmy kielonka wśród aktorów i publiczności! Rewelacja! Zapadło w pamięci, że hej!

No i ten tytułowy różaniec – tak trochę pośrednio

Niby poważna sprawa...



...ale ślub Agatki i Rafała, dzięki świetnemu księdzu, specjalnie wybranemu przez młodych, nie był zbyt poważną uroczystością! Raczej bardzo radosną! :)






We wszystkim byliśmy razem...

A o dystansie i poczuciu humoru będzie w następnym odcinku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz