piątek, 1 maja 2015

Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać!




Mam nadzieję, że czytając moje opowieści już dawno zauważyliście naszą skłonność do wygłupów i żartów, nasz niezbyt poważny stosunek do życia :)
Choćby z ostatnich odcinków piknik na lodzie, czy pod mostem, łapanie pociągu na stopa - to poważnym ludziom nie przystoi

To, czego dogłębnie i stanowczo nie znosiliśmy, to poważne, nadęte i wymądrzalskie dysputy o tym jak ciężko żyć w tym głupim kraju, z tymi głupimi ludźmi wokół siebie, jak to wszyscy uciemiężeni borykać się muszą i użerać ze wszystkimi i wszystkim, a każdy z nich wie, jak być powinno, tylko te gupie ludzie tego nie rozumieją i ich nie słuchają!
Takich ludzi unikaliśmy jak ognia!


Całe szczęście, że nasze liczne spotkania z całą naszą rodziną, zarówno z mojej, jak i Piotrka strony, to był jeden ciąg żartów, dowcipów, wesołości i radosnego śmiechu!
Bo życie i tak niesie ze sobą tyle problemów, że nie ma powodu, żeby jeszcze dokładać sobie wiecznym narzekaniem i jęczeniem!


Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać!

(Skorzystałam z Grocha podpisu, bo całkowicie się z nim zgadzam)

Nie wiem, czy dla innych to zabawne, ale nas bardzo śmieszyło mówienie do siebie w trzeciej osobie.

Zwracając się do konkretnej osoby mówiliśmy:
- Dlaczego sobie nie nakłada sałatki? Nie smakuje mu?
- Niech se weźmie drugiego kotleta, niech se nie żałuje!
- Napiją się kawy, czy herbaty?
- Gdzie idzie i kiedy wróci?
- Co robi?

Teksty tego typu stosowane były (i są!) między nami bardzo często!

A jak to poczucie humoru zilustrować zdjęciami? Spróbuję :)
Oto kilka z nich:

Między nam, jaskiniowcami:





W Jaśliskach wkomponowaliśmy się w miejscowy koloryt:


(piwo, które „pijemy” miało tu jeszcze niezdjęte kapsle! :))

Z przebieranek na Skalance z synkiem




Historia z 1995 roku. To czas wyjazdów w Bieszczady. Mieliśmy za sobą trzy sezony z odkupionym od znajomych, starym namiotem. Wszyscy w towarzystwie mieli już od 2 lat swoje wille. I wreszcie udało nam się kupić nasz wymarzony piękny namiot z 2 sypialniami i ogromnym przedsionkiem na zabawy dzieci podczas deszczu, zorganizowanie kuchni i garderoby!
Cieszyliśmy się niewiarygodnie! Ale nawet go dobrze nie mogliśmy zobaczyć, bo za oknem śnieg i zimno!
Rozbiliśmy go więc w naszym pokoju! Pokój był 5x5 metrów, namiot 3x4!





Nie mogąc się nim nacieszyć zaprosiliśmy nasze „towarzystwo bukowcowe” i zrobiliśmy imprezę namiotową! :D
I choć utrudniał nam życie, bo dostęp do szaf i łóżka był bardzo ograniczony, złożyliśmy go dopiero po kilku dniach :lol:

Inny przykład to nasze malunki naścienne.
W 2009 nasi sąsiedzi z dołu wyburzyli jedną ze ścian u siebie, co spowodowało powstanie 1-centymetrowego pęknięcia w naszej ściance działowej. Naprawili nam to i zatynkowali. Została wielka biała plama.
Dzieci (dorosłe!) zapytały, czy mogą nadrobić braki z dzieciństwa i pomalować sobie po ścianach?
A malujcie!
I tak powstały te dzieła sztuki, usytuowane dokładnie naprzeciwko drzwi wejściowych, więc przez 2 lata, do czasu remontu, każdy listonosz, inkasent i sprzedawca jabłek, który stawał w naszych drzwiach otwierał usta ze zdziwienia. :lol:

Po lewej dżungla, po prawej puszcza! :)



W dżungli ...


W puszczy...




Prawie wszystko to dzieła dzieci, ale i my pozazdrościliśmy i dołożyliśmy swoje malutkie trzy grosze

Piotrka mrówki:



I mój gil :D



Pozostałe zdjęcia tego fresku – arcydzieła tu: https://picasaweb.google.com/115132628360511080277/Malowanki?authkey=Gv1sRgCPKGzaXDlsHhogE#






Ale to, co budzi nasz największy sentyment, co doskonale odzwierciedla nasze poczucie humoru to nasza sesja zdjęciowa podczas drugiego dnia Bożego Narodzenia 2009. Na pewno wiele w Was pamięta te nasze przebieranki, ale one muszą się tu, w tym podsumowaniu znaleźć! :D

Kuba zaproponował przy kawie – chodźcie, przebierzemy się i zrobimy sobie zdjęcia typu: portret przodka!
Zrazu bez entuzjazmu..., ale z każdym słowem z większym zaangażowaniem i śmiechem ruszyliśmy w końcu z kanapy na przegląd szaf i szuflad...
... i powstało to!



Inna wersja – stara i zniszczona (jak można tak nie dbać o zdjęcia!)



Tak to wyglądało, zanim Kuba nadał końcowy szlif...



A tak, gdy „pękaliśmy”, nie mogąc zachować powagi, tak charakterystycznej dla osób z dawnych zdjęć! :D



Ileż mieliśmy przy tym zabawy! Ile śmiechu!
Wąsiki i baczki malowane moim tuszem do rzęs...




...komponowanie stoliczka, który składał się z dwóch taboretów, małego postawionego na dużym, na nim zaś okrągła taca przykryta obrusem.

Agatka ma moją starą spódnicę, którą akurat mam na sobie w namiocie, na pierwszych zdjęciach :)

Panna Agata:


Panicz Kuba


Jaśnie Państwo



Piotrka lampasy powstały z taśmy malarskiej, a moje przedpotopowe buty to czarna wstążka wsunięta w moje czółenka :lol:
Piotrek monokl wyciął sobie z jakiegoś plastikowego opakowania.
Najsłabszym ogniwem jest, niestety, moja fryzura :/ Poświęciliśmy jej całą rodziną wiele czasu, próbowaliśmy zrobić zgrabną falę, ale były za krótkie...
Szukaliśmy kapelusza, ale taka ze mnie dama, że nie znaleźliśmy. Dopiero po kilku dniach dotarło do nas, że mieliśmy go w zasięgu wzroku, ale nikt nie skojarzył :roll:
Jest na tym zdjęciu, na którym czeszę Agatkę, na samej górze zdjęcia, na półce nad zegarem : https://picasaweb.google.com/jolaryd/RodzinnePrzebierankiBozeNarodzenie2009?noredirect=1#5422638320688407666

Zachwycaliśmy się tymi naszymi zdjęciami, więc dzieci wywołały je w wielkim formacie, oprawiły i podarowały nam na 25-tą rocznicę ślubu:



A my powiesiliśmy go w salonie na honorowym miejscu:



Wszystkie zdjęcia z tej sesji są tu: https://picasaweb.google.com/jolaryd/RodzinnePrzebierankiBozeNarodzenie2009#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz